|
artykuły - komunikacja interpersonalna
Sztuka rozmowy
TRUDNOŚCI I BŁĘDY
Celem naszym jest uczynić z rozmowy instrument harmonizujący współżycie, służący rozwojowi człowieka, usprawniający rozwiązywanie jego zawodowych i nie zawodowych, osobistych i nie osobistych problemów.
Ale czy łatwość i wdzięk towarzyskiego obcowania nie jest darem, którego jedynym szafarzem jest sama natura?
Rodzimy się z większymi lub niniejszymi zdolnościami, lecz tylko od nas zależy rozwinięcie ich lub zmarnowanie, tylko od nas, od naszej wiedzy i umiejętności jej wykorzystania. "Praktyka bez teorii jest ślepa, a teoria bez praktyki - bezpłodna!" Ten sam stosunek zachodzi między opartą na doświadczeniu radą a jej wykorzystaniem.
Wprowadzenie w życie jakiejkolwiek wskazówki jest aktem woli. Rzadko kiedy łatwym, często trudnym. Wydawałoby się na przykład, że nic prostszego, jak nie przerywać komuś, kto mówi, a jednak nie zawsze przestrzegamy nawet tej elementarnej reguły dobrego wychowania. Każda praca nad sobą i swoim sposobem bycia wymaga przezwyciężenia starych nawyków i tworzenia nowych. Mało kto potrafi podołać temu przedsięwzięciu.
Teoretyczna znajomość techniki a umiejętność jej stosowania - to dwie różne rzeczy. Weźmy przykład ze sportu. W każdym podręczniku lekkiej atletyki znajdziemy szczegółowy opis rzutu oszczepem. Cała sztuka polega na prawidłowym uchwycie, dobrym rozbiegu, przegięciu i prowadzeniu ręki. By zrozumieć zasady rzutu, wystarczy dziesięć minut, ale na mistrzowskie ich opanowanie potrzeba całych lat ćwiczeń pod okiem doświadczonego trenera. Kto po jednorazowym przeczytaniu odnośnego rozdziału pójdzie na boisko i nie rzuci dalej niż 20 metrów, nie powinien mimo to powątpiewać o wartości zawartych w podręczniku wskazówek.
Mistrzowskie prowadzenie rozmowy wymaga techniki, (i nie tylko techniki) bez porównania bardziej skomplikowanej; niż właściwe prowadzenie oszczepu.
Inna rzecz, że nawet parę wskazówek trenera może z miejsca poprawić wyniki. Więcej, kto nie ma żadnego pojęcia o zasadach skoku o tyczce, ten zaczynając od półtora metra, osiągnie przy pomocy teoretycznych wskazówek dwa i pół metra szybciej i łatwiej niż ktoś, kto już skacze dwa i pół metra, a chce dojść do trzech. Poniższe wskazówki ułatwią nam podniesienie umiejętności rozmowy o odpowiednik owego pierwszego metra i umożliwią, jeżeli tylko wytrwamy, osiągnąć poziom "trzymetrowy".
Nieśmiałość
Wielki ciężar bierze na siebie, kto chce, żeby kiedy wszyscy milczą, jego jednego słuchano! Mnie się zdaje, że ci nawet, którzy najlepiej mówią i ktorzy najłatwiej i najozdobniej mówić mogą, jeżeli nie doznają pewnej bojaźni przystępując do muwienia, pewnego pomieszania zaczynając mowę, okazują śmiałość graniczącą prawie z bezwstydnością... Kto zaś nie doznaje najmniejszej bojaźnitego, nie tylko godnym nagany, ale i kary być, mniemam.
Zacznijmy od analizy trudności i błędów, które przeszkadzają, utrudniają lub wręcz uniemożliwiają prowadzenie rozmowy.
Przede wszystkim nieśmiałość. Ileż ona szkód wyrządza!
Oto dziewczyna, która nawet nie śmie podnieść oczu na podobającego się jej chłopca. Oto chłopiec, który nawet nie śmie do niej podejść. I cóż... Ona pada łupem czelnego łajdaka, a on znajdzie się w ramionach kociaka.
Oto zdolny pracownik, który bez końca nosi się z pomysłem racjonalizatorskim i "jakoś się wstydzi" podejść do inżyniera. Gdy wreszcie przemówi, brakiem pewności siebie rzuci cień na swój projekt. Oto zdolny pisarz, który z powodu nieśmiałości oddala się od ludzi, odrywa od świata zewnętrznego, traci kontakt z rzeczywistością, zamyka się w sobie, dziwaczeje.
Oto student, który na temat omawiany na seminarium mógłby powiedzieć tyle samo co profesor, ale "język mu kołowacieje", myśli się gubią, a przekonywający argument, ciekawą informację, subtelny żart powie przyjacielowi, gdy już będzie po wszystkim.
Wydaje się, jakby przeznaczeniem człowieka nieśmiałego było sianie nieporozumienia. Jego żarty, brane poważnie, nasuwają podejrzenie zmniejszonej poczytalności. Gdy zdobędzie się na parę poważnych słów, zaskoczeni słuchacze dopatrują się w nich ironii. Gdy zamknięty w sobie milczy - poczytują to za dumę; gdy pojmą, że paraliżuje go nieśmiałość, postawią diagnozę, iż źródłem nieśmiałości jest pycha, jakby szczypta zarozumialstwa nie była wybornym na nieśmiałość lekarstwem, jakby najlepszą drogą do poprawy niewczesnej skromności nie było zyskanie poczucia własnej wartości.
Kto ma dobry słuch, ten usłyszy, jak za murem nieśmiałości bije serce gorętsze od innych i kryje się niezaspokojona potrzeba przyjaźni.
Nadto często najbliższe otoczenie dobija nieszczęśnika, pytając w najlepszej intencji: "Dlaczego się czerwienisz?", "Czy nie możesz mówić głośniej?", "Czy nie możesz opanować zdenerwowania?"
Chyba rzeczywiście "dla wahających się i nieśmiałych wszystko jest niemożliwe, bo wszystko niemożliwym się wydaje". Ale oto dobra wiadomość: Nieśmiałość jest uleczalna!
Pochwała nieśmiałości. Wszyscy, którzy coś sobą przedstawiają, są albo byli nieśmiali. Psychologowie powiadają, że nieśmiałość bywa potężnym bodźcem do intensywnej pracy nad sobą, że rozpala ambicję, podwyższa emocjonalny ładunek, zachęca do niestrudzonej pracy.
Ciekawe, że nieśmiałość prawie nigdy nie chodzi w parze z głupotą. Ta ostatnia kuzynuje raczej z otępieniem, podczas gdy źródłem nieśmiałości jest zazwyczaj duża wrażliwość.
Prawda, że niepokój sprawia niekorzystne wrażenie, ale z drugiej strony ma on właściwości umysłowo podniecające, a zatem twórcze. Nie mówię o bardzo wielkim niepokoju, który paraliżuje psychicznie i fizycznie, lecz o takim, który nakazuje lepsze przygotowanie, wyzwala dodatkowe zasoby energii. Iluż to aktorów, i to spośród najlepszych, przyznaje się do nieśmiałości i tremy! Niektórzy z nich twierdzą, że na parę minut przed każdym wyjściem na scenę mają ochotę rzucić teatr na zawsze. To samo przeżywają najznakomitsi mówcy. Pewien młody poseł przed swoją pierwszą mową zwierzył się Churchillowi, że czuje, jakby miał w żołądku ciężki kamień. - Jak duży? - spytał go Churchill. - Wielkości kurzego jajka - brzmiała odpowiedź. - A to ciekawe - uśmiechnął się Churchill - gdy mam przemawiać, czuję w żołądku identyczny kamień.
Największy mówca starożytnego Rzymu, Cyceron, również znał to uczucie:
Mnie się bardzo często zdarza (i to samo u was spostrzegam) blednąć, czuć wzruszenie umysłu i dreszcz po całym ciele, kiedy mowę zaczynam. Będąc jeszcze bardzo młodym tak się zaląkłem na samym wstępie obżałowania, że poczytałem to za największe dobrodziejstwo, że Kw. Maxymus natychmiast sędziów odprawił, skoro mnie przerażonego i zwątlonego bojaźnią zobaczył.
To nie przypadek, że wśród cierpiących na nieśmiałość znajdują się najwybitniejsi ludzie, choć może najbardziej interesujący są ci, którzy potrafili ją opanować. Drobne lęki nie krępują ich mchów, ale wie są również bezczelni. Łączą wdzięk delikatności z pasją charakterystyczną dla tych, których uczucia są z lekka przytłumione.
Diagnoza. Wszystko to słabą jest pociechą dla kogoś, kto na każdym kroku boryka się że swoją wstydliwością i czuje, że jeśli jej nie przezwycięży, spędzi całe życie wciśnięty w jakiś ciemny kąt.
Trwożliwa skromność - wada wprawdzie, lecz miła i niezmiernie łatwo dająca początek zaletom - liczy się do przeszkód i niejednemu już przyczyniła się do tego, iż dodatnie dane talentu i zdolności nabytych nie wystawione na światło... jakoby rdza strawiła w ukryciu.
Przed wypisaniem "recepty" sprecyzujmy "diagnozę".
Niezależnie od wpływu wrażliwości wielu lekarzy tłumaczy nieśmiałość urazami wyniesionymi z dzieciństwa. Lęki powstałe w dziecku nie lubianym i "przeszkadzającym" trwają w osobniku dorosłym pod, zmienioną postacią. Ułomność lub inna niepełnowartościowość rzeczywista lub urojona, może powstała na skutek pokrzykiwania matki czy ojca, daje w rezultacie człowieka "przestraszonego" na całe życie. Tak samo mogą oddziaływać wczesne porażki, czasem niewielkie, ale wyolbrzymione fantazją.
Skrajnie różnym źródłem nieśmiałości jest rozpieszczenie i wszechogarniająca opieka nad dzieckiem, która utrudnia rozwój jego samodzielności i hartu. Być może, iż rozpieszczenie bywa przyczyną nieustannego przejmowania się samym sobą. W przypadkach chorobowych tą ostatnia cecha powoduje często stany urojeń: pacjentowi wydaje się wówczas, że wszyscy go obserwują, czyhając na byle potknięcie, aby go wykpić.
Faktem jest, że serce przestaje "tłuc jak szalone", gdy zamiast przejmować się tym, jakie sprawimy wrażenie, skupiamy uwagę na tym, co mamy powiedzieć. Trema daje się we znaki nie pod c z a s wystąpienia, ale przed nim.
Niepokój paraliżujący mózg i język powstaje także wtedy, gdy człowiek znajduje się pod wpływem silnego wzruszenia. Przy wysokim emocjonalnym napięciu naturalne i swobodne zachowanie jest wręcz niemożliwe. Ludzi można podzielić na tych, którzy pod wpływem silnych wzruszeń wybuchają, i tych, których wzruszenia "chwytają za gardło". Nawet w tłumie wychodzącym z kina po dobrym filmie widać, że jedni są nienaturalnie ożywieni, a inni nienaturalnie milczący.
Wreszcie, nieśmiałość wynikać może z niepewności, z aktualnego konfliktu. Nie wiem, czy wypada, czy nie wypada, nie mogę się zdecydować, waham się, czuję, że zachowuję się jak kretyn, to powiększa moje skrępowanie, aż uciekam jak niepyszny, by przed zaśnięciem dręczyć się obawą, "co też o mnie pomyślą?"
W każdym z tych przypadków nieśmiałość pogłębia się, gdy nas przeraża; gdy wydaje się straszliwą przeszkodą. Lepiej zrobimy traktując ją raczej jako... ozdobę.
...Nie jestem przeciwny temu, iżby ten, kto ma przemawiać, powstawał z niepokojem, mienił się na twarzy i odczuwał powagę chwili; czego jeśli nie będzie, wypadnie nawet dać pozory; niech to jednak będzie zrozumienie sztuki, nie bojaźń, odczuwajmy wzruszenie, nie upadajmy...
Kuracja. Analiza źródeł nieśmiałości pozwala znaleźć sposoby na jej zwalczanie. Oto one:
Nie rozmyślaj o tym, jakie sprawiasz wrażenie, koncentruj się raczej na samym zadaniu, przejmuj się raczej innymi niż sobą.
Nie staraj się za wszelką cenę ukrywać nieśmiałości, nie masz powodu się jej. wstydzić. Najlepiej przyznaj się do niej, obróć ją w żart.
Jeśli się boisz, bo w drugim pokoju skrzypi podłoga, natychmiast pójdź i zobacz, co się dzieje. Jeśli uginają ci się kolana na myśl, że masz z Nią zatańczyć, poproś Ją do tańca na najbliższej zabawie. Jasne, że najpierw musisz się przygotować, tj. nauczyć się tańczyć.
Jeśli w towarzystwie boisz się odezwać, dobrze sobie przygotuj na przykład parę krótkich anegdot i "wystrzel" je przy najbliższej sposobności.
X cierpiał ongiś na potężną tremę. Gdy miał zabrać głos na większym zebraniu, czuł, jak słowa więzną mu w gardle, a nogi odmawiają posłuszeństwa. Poradziłem mu, by regularnie uczęszczał na zebrania, zaczynając od mniej liczebnych, i żeby na każdym zabierał głos. Dziś uchodzi za wytrawnego mówcę. Co więcej! Opanowawszy tremę przed wystąpieniami publicznymi, "za jednym zachodem" poradził sobie również z nieśmiałością w stosunkach prywatnych. Powodzenia pokonają kompleks niższości, a więc i nieśmiałość. Bij się o nie, a będą twoim lekarstwem!
Papla i paplanina
Gaduły jeśli się tkniesz jednym słowem, natychmiast ze wszech stron odbrzmiewa. Można by powiedzieć, że u niego przewody słuchowe prowadzą nie do duszy, tylko do języka .(Plutarch - Moralia)
- Czy nie jestem zbyt gadatliwa? - spytała mnie pewna papla.
- Ale skądże! - odpowiedziałem. - Tyle tylko, że dzielisz się każdą myślą i każdym wrażeniem.
- Właśnie! - ucieszyła się. - Jak dobrze mnie rozumiesz. Wanda to fałszywa przyjaciółka. Zarzucała mi, że nikomu nie pozwalam dojść do słowa. A sama, gdy wejdzie do fryzjera...
Plotła, a ja snułem refleksje: Można znienawidzić człowieka, który nikomu nie pozwala dojść do słowa, który nie daje posłuchać ani szumu drzew, ani szemrania strumyka. Jest jakaś granica wytrzymałości, po przekroczeniu której słuchanie staje się udręką.
Jak tacy, co zmuszają innych pić dużo mocnego wina, które przecież zostało wynalezione dla przyjemności i budzenia miłego nastroju, doprowadzają ich nieraz do pijackich wybryków i przygnębienia - tak samo słowo, będące przecież najbliższą i najmilszą więzią między ludźmi, można uczynić nieznośnym i odpychającym nadużywając go lekkomyślnie. (Plutarch)
Gadatliwość to jedna z najgroźniejszych wad towarzyskich. Nawet najżyczliwsi unikają gaduły, który musi powiedzieć wszystko, co mu przyjdzie do głowy.
Pielęgnując chorego gorszy jest [on] od febry, jako towarzysz żeglugi gorszy od morskiej choroby, gdy chwali - bardziej nieznośny od przyganiającego. (Tamże)
Więc nie bądź jak ta szezebiotka narzekająca na przyjaciela: "Mogę wytrzymać z nim najwyżej godzinę. Właściwie już po trzech kwadransach przestaje mnie słuchać. A ja zawsze mam tyle do powiedzenia!"
Odpowiem na to słowami Sofoklesa: "Dużo mówić, a dużo powiedzieć - to różnica". Rozmowa, która jest rozpaczliwą walką o zwrócenie na siebie uwagi ilością rzucanych słów, nieraz daje efekt przeciwny.
Przy innych chorobach duszy, jak chciwość, ambicja, lubieżność, można osiągnąć to, czego się pragnie, ale los gadułów jest najcięższy, bo pożądają słuchaczy, a nie mogą ich zdobyć, gdyż każdy ucieka od nich na łeb na szyję. (Plutarch)
Kto mówi dużo, ten już tym samym nie mówi dobrze i może liczyć tylko na jednego wiernego słuchacza - samego siebie.
"Dobro podwójnym jest dobrem, gdy go jest niewiele". Szacunek budzi człowiek, który ma dużo do powiedzenia, umie mówić, ale w słowach jest powściągliwy. Gdy zabiera głos, robi się cisza. Ceniona jest każda jego wypowiedź.
Widziałem test na badanie inteligencji polegający na możliwie najkrótszym streszczeniu przemówienia bez pominięcia istotnych myśli i ich powiązań. Mowa krótka i zwięzła, styl mocny, zwarty i treściwy rzeczywiście świadczy o umysłowej sprawności.
Najwięcej zużywa słów człowiek umysłowo nieporadny. Żartem można powiedzieć, że im więcej mówisz, tym mniej rozsądku przypada na każde twoje słowo. W gąszczu słów łatwo się zgubić i trudno odszukać błąd. Milcząc, nie kompromitujesz się jak ten, kto "nie rozumie ani co mówią, ani dlaczego i odpowiada tak samo" (Tamże).
Gadatliwy sam na siebie nagada. Wyda tajemnicę nawet nie pytany. Zada nieraz ból trwalszy niż ból zadany nożem. Wyrządzi więcej szkód niż człowiek naprawdę złośliwy.
Co najczęściej otwieramy przez pomyłkę?... Nie znacie tej zagadki?... - Usta!
Ludowe przysłowie powiada jeszcze dosadniej: "Gęba zawiniła, w zadek biją". Rosyjskie porzekadło porównuje pyskaczy do beczek, które najgłośniej grzmią, gdy są puste, a ukraińskie przysłowie przestrzega: "Młyn miele - będzie mąka, język miele - bida będzie!" Plutarch natomiast opowiada, że:
...Anacharsis, zasnąwszy po uczcie u Solona, przykrył lewą ręką części płciowe, a prawą usta, mniemał bowiem, że silniejszego wędzidła potrzebuje język. (Plutarch)
Sztuka rozmowy polega m. in. na tym, by oprzeć się pokusie powiedzenia zarówno niewłaściwej rzeczy, jak i właściwej rzeczy w niewłaściwym czasie. Nie opanował języka ten, kto nie potrafi go unieruchomić.
Strzeżmy się, kiedy przy nas kogo innego pytają, uprzedzać go z odpowiedzią. Nie wypada, gdy proszony jest kto inny, odepchnąć go, a proponować swoje usługi, bo to wygląda, jakbyśmy zarzucali jednemu, że nie może dać tego, o co go proszą, a drugiemu, że nie wie, do kogo się zwracać... Obelżywa jest taka popędliwość i bezczelność, uprzedzający bowiem w odpowiedzi pytanego robi wrażenie, jakby mówił: "Czego od niego chcesz?" albo "Co on wie?", albo "Nie ma co pytać o to kogo innego, gdy ja tu jestem"... Przecież jeżeli zapytany pomyli się w odpowiedzi, słusznie nie mają mu tego za złe, ale jeśli ktoś sam się wyrwie i zabiera głos przed innymi, jest niesympatyczny, nawet gdy ma rację, a już o ile popełni błąd, staje się ogólnym pośmiewiskiem i uciechą. A wszakże często pytamy różne osoby, choć nie na ich zdaniu nam zależy, tylko chcąc wywołać rozmowę i przyjacielski nastrój. To tak, jakby ktoś rzucił się całować Osobę pragnącą czyjegoś innego pocałunku. (Tamże)
"Są dwa rodzaje mądrości: 1) dorzucić w odpowiedniej chwili błyskotliwy komentarz; 2) powstrzymać się w odpowiedniej chwili od błyskotliwego komentarza" (Szpilki).
Dużo powiedzieć w niewielu słowach - to rada dla wszystkich mówiących i piszących. To doskonały sposób na zrobienie w rozmowie wrażenia człowieka, który umie myśleć i działać.
Bo jaki masz cel? Czy jest nim wygadanie się? Nie? Chcesz, by innym było miło w twoim towarzystwie? W takim razie pozwól, niech oni mówią. Chcesz zrobić dobre wrażenie? Tym bardziej nie dopuszczaj do tego, by rozmowa stała się monologiem, tym bardziej nie pozwalaj sobie na "długodystansowe galopy". Zadawaj sobie pytanie: Czy to, co chcesz powiedzieć, zainteresuje lub zabawi, sprawi przyjemność lub przyniesie pożytek innym? Jeśli na to pytanie nie potrafisz odpowiedzieć twierdząco, to zamilcz. Gadanie pozostaw tym, którzy muszą brzęczeć z samej potrzeby brzęczenia.
Małomówność. Nie ma takiej dobrej rady, której nie można by obrócić na swoją zgubę. Przesadna małomówność może być prawie tak samo szkodliwa jak gadatliwość. Kto na przykład w ciągu pierwszych minut spotkania "wykłada na stół" wszystko, co ma do powiedzenia, po czym zapada w głuche milczenie, ten może być perłą wśród urzędników, ale nie będzie miłym towarzyszem zabawy.
Ptaki śpiewają tylko w czasie godów. Są i tacy ludzie. Ale zdarzają się również tacy, którzy uparcie milczą nawet w najmilszym dla siebie towarzystwie. Ponieważ niekiedy milczenie wynika z ociężałości umysłu, opinia bezmyślnego może łatwo przylgnąć do kogoś, kto nigdy się nie odzywa.
Wyjątkowo dobrze pamiętam dwie "lekcje" udzielone mi przez ojca, gdy zacząłem "chodzić na wizyty". Pewnego razu po wyjściu z jakiegoś domu ojciec zrobił mi wyrzut, że ani razu się nie odezwałem, że nic z siebie nie dałem, nic nie wniosłem, nie potrafiłem przełamać nieśmiałości czy znudzenia. Niedługo potem, gdy dałem "koncert rozmowności", usłyszałem nową "lekcję", że nie powinienem tak dużo mówić, że pozwoliłem się opanować próżności i nieokiełznanej potrzebie "pokazania się", że nie obserwowałem reakcji słuchaczy, że cały czas byłem zachwycony samym sobą. "Nie zjednałeś sobie dzisiaj przyjaźni - usłyszałem w konkluzji. - Od ludzi, którzy się przed nami popisują, stanowczo wolimy tych, którzy nam dają okazję do popisania się".
I tak źle, i tak niedobrze! - myślałem markotnie, ale od tego czasu usiłuję trzymać się złotego środka. Wiadomo, że znalezienie go nie jest łatwe, wymaga sporej, dozy inteligencji - pewnie dlatego na drodze wiodącej między skrajnościami nie spotyka się głupców.
artykuł pochodzi ze strony: http://asilo.of.pl
| |