artykuły - nieśmiałość

Odwaga na receptę

Paraliżująca nieśmiałość to choroba, z którą próbuje się dziś zmierzyć nauka. Jakie ma szanse? Duże.

Wyobraź sobie świat, w którym nie ma nadskakujących sprzedawców, a wszystkie zakupy robi się w sklepach samoobsługowych. Nie trzeba odwiedzać urzędów, mówić do więcej niż trzech osób naraz, wykłócać się w zieleniaku o nadgniłe jabłko, załatwiać kredytu w banku. Wyobraź sobie pracodawców, którzy podczas rozmowy kwalifikacyjnej nie pytają o nic, bo telepatycznie odkrywają twoje umiejętności. Wyobraź sobie imprezy, na których nie trzeba prowadzić konwersacji i tańczy się z zamkniętymi oczami.
To raj nieśmiałych. Tu chciałby trafić Mariusz Lipnicki, 24-latek z Krakowa. Wysoki, przystojny, modnie ostrzyżony, o uważnych oczach. Doskonały informatyk z dyplomem prestiżowej uczelni, świetnie radzący sobie ze skomplikowanymi technologiami.
Pracuje w firmie informatycznej, gdzie jest doceniany.
Nie unika wyzwań.

- Zawsze skaczę na bungee z największych wysokości. Nie boję się bólu, prędkości, ognia ani owadów. Tylko z ludźmi jakoś mi nie idzie - mówi. - Do niedawna nawet zrobienie zakupów w warzywniaku sprawiało mi problem. W szkole przy ustnej odpowiedzi latały mi ręce. Czerwienię się, kiedy patrzą na mnie nieznajome dziewczyny.
Opowiada i odruchowo chowa dłonie pod stół, żeby nie było widać, że drżą ze zdenerwowania.
Każdy z nas wie, co to trema. Wielokrotnie byliśmy skrępowani, nie wiedzieliśmy, co ze sobą zrobić. Prawie każdemu zdarzały się momenty, gdy musiał się przełamywać, by zabrać głos w większym gronie obcych osób. Mnóstwo ludzi określa samych siebie jako nieśmiałych.
Jednak mało kto uświadamia sobie, że współczesna medycyna zainteresowała się przypadkami patologicznej nieśmiałości i zakwalifikowała je jako chorobę. Na odsiecz nieśmiałym jako pierwsi ruszyli psycholodzy i terapeuci, próbujący przywrócić im radość życia i uwolnić z klatki nieśmiałości.
Ostatnio dołączył do nich przemysł farmaceutyczny. Na horyzoncie pojawiła się nowa nadzieja dla chorobliwie nieśmiałych - pigułki śmiałości. Ich pierwsza generacja już od kilku lat jest zalecana także przez polskich lekarzy, ale uczeni cały czas pracują nad ich udoskonaleniem. I odnoszą sukcesy. W tym miesiącu na kongresie organizacji European College of Neuropsychopharmacology poinformowano, że nowy, skuteczniejszy lek na nieśmiałość - lexapro - właśnie przechodzi testy i czeka na rejestrację.

Jestem w kawiarence z Gosią. Chce, żebym poprosił o podwójną ilość bitej śmietany do jej kawy. Oczywiście, nie robię tego - patrzę pokornie, jak barmanka zakreśla na kawie kleksa standardowej wielkości. To niby nic takiego powiedzieć: "poproszę więcej bitej śmietany do kawy", ale mnie zatkało. Przynoszę do stolika wszystko bez dodatkowych bonusów. Uśmiecham się do Gosi. Nieśmiało.
Fragment z "Nieśmiałego dziennika" Łukasza Kniata z Poznania*

Trudno wytyczyć granicę, gdzie kończy się naturalne skrępowanie, odczuwane przez każdego w nowych sytuacjach i w nieznanym otoczeniu, a zaczyna obszar choroby, która w skrajnej postaci zyskała nazwę fobii społecznej lub zespołu lęku społecznego. Nawet jeśli linia graniczna między tymi dwoma postaciami nieśmiałości jest nieostra, to trudno mieć wątpliwości, że zespół lęku społecznego zasługuje na leczenie.
Ze zwykłą nieśmiałością i lękliwością da się żyć, lecz fobia społeczna uniemożliwia normalne funkcjonowanie, nie pozwala na realizację marzeń, dobrą pracę, zawarcie małżeństwa. Dlatego Philip Zimbardo, amerykański psycholog, profesor Uniwersytetu Stanford w Kalifornii i założyciel Kliniki Nieśmiałości w USA, nazwał ją więzieniem.
- Przychodzą do nas osoby, którym fobia społeczna zrujnowała życie. Stała się przerażającą częścią ich egzystencji - mówi Richard Heimberg, szef Kliniki Lęku Osób Dorosłych przy filadelfijskim Uniwersytecie Temple. Wielu chorych rezygnuje ze studiów lub ucieka ze szkoły w obawie, że będą musieli publicznie wygłaszać referaty. Nie są też w stanie pokazać się w miejscu publicznym: nie chodzą do restauracji, nie robią w sklepach zakupów, bo boją się, że wszyscy będą im się przyglądać. Czynią wszystko, by zamknąć się w czterech ścianach.
Na skrajną postać tej choroby cierpi ponad pięć milionów obywateli USA - takie dane podaje amerykański Narodowy Instytut Zdrowia Psychicznego. W Polsce dokładnych badań nie przeprowadzono. Specjaliści uważają jednak, że podobnie jak w innych krajach Zachodu fobią społeczną dotkniętych jest co najmniej 2 proc. Polaków. Z kolei kanadyjscy uczeni wykazali, że w dużych aglomeracjach na fobię społeczną może cierpieć nawet co trzeci mieszkaniec.
To nie przypadek, że w stolicach dużych państw odsetek ludzi chorobliwie nieśmiałych jest największy. Zespół lęku społecznego jest chorobą charakterystyczną dla naszej cywilizacji. Życie na początku XXI wieku zmusza nas do codziennego kontaktowania się z coraz większą liczbą nieznanych nam osób i do agresywnego rywalizowania z nimi o pozycję w hierarchii społecznej, zawodowej, finansowej i towarzyskiej.
- Liczba lękliwych Polaków wzrasta, bo nowe czasy stawiają ich przed wyzwaniami, którym co wrażliwsi nie mogą sprostać - mówi dr Elżbieta Zdankiewicz-Ścigała, psycholog ze Szkoły Wyższej Psychologii Społecznej. - Wycofują się więc i reagują lękowo. Wielu z nich nawet nie zdaje sobie sprawy, że są więźniami własnej nieśmiałości.
Julita Pankowska, dziś 23-letnia studentka Uniwersytetu Kardynała Stefana Wyszyńskiego, jako nastolatka dni spędzała samotnie w domu, nigdy nie odważyła się podejść do obcej osoby, nie odzywała się do innych ze strachu, że palnie coś beznadziejnego. Fakt, że siedzi w celi, zauważyła dopiero, gdy się z niej wydostała - dzięki wielu długim rozmowom z przyjaciółką. Dzisiaj wspomina samą siebie z tamtych czasów: - W ogóle nie uznawałam się za osobę nieśmiałą, choć czasami niektórzy zwracali mi na to uwagę. Uważałam, że każdy ma swoje życie i swój świat, do którego inni nie powinni mieć prawa wstępu. To podobno typowe u nieśmialców.
Ludzie tacy jak Julita, którzy uwolnili się od społecznego lęku, zaświadczają, że nieśmiałość nie jest wyrokiem dożywotnim. Bo choć skłonność do niej jest uwarunkowana genetycznie, może być ona spotęgowana lub zminimalizowana w procesie wychowania. Do nieśmiałości może np. prowadzić stawianie dziecku zbyt wysokich wymagań. Także przyklejanie mu etykietki "nieśmiałego" może się okazać samosprawdzającą się przepowiednią. Nieśmiałość można więc człowiekowi zaszczepić - i można się z niej wyswobodzić.

W szkole na ćwiczeniach z aksjologii dyskutujemy o godności. Formułuję sobie w myślach to, co chciałbym (mógłbym) powiedzieć. Nawet całkiem mądre zdania. No, ale oczywiście nie odezwę się nie zapytany. Moje uczestnictwo w dyskusji ogranicza się do słuchania wypowiedzi innych, analizowania i jedynie przemyśliwania wszystkiego w głowie. Wcale nie robię tego na złość. Mówię, kiedy już naprawdę muszę i zawsze tyle, ile potrzeba. Ale nie dzisiaj.
Z "Nieśmiałego dziennika" Łukasza Kniata z Poznania*

Francuski psychiatra Christoph Andre powiedział, że życie człowieka nieśmiałego składa się ze zmarnowanych okazji. Można je liczyć w setkach: począwszy od gorszych stopni w szkole albo na studiach - nieśmiali chociaż wiedzą, nie powiedzą - przez nigdy nieodbyte randki, niewykorzystane szanse zdobycia lepszej pracy i wyższych zarobków. Lękliwi przyglądają się innym, siedząc jak za szklaną szybą i przełykając ślinę.
- Dałbym pięć lat swojego nieśmiałego życia za rok życia zwykłego faceta - mówi Mariusz Lipnicki, który boryka się z samotnością. Czuje, że przez nieśmiałość traci te chwile, które mógłby spożytkować na znalezienie sobie kogoś bliskiego. Chciałby znaleźć miłość, dziewczynę i założyć rodzinę. Na razie nic z tego nie wychodzi - wszystkie znajomości utykają w martwym punkcie, kiedy okazuje się, że nie wie, o czym z nowo poznaną osobą rozmawiać. W domu czas mu mija na rozpamiętywaniu tego, jak się zachował.
Rok temu zbliżył się do dziewczyny podobnie nieśmiałej jak on. Nic z tego nie wyszło, bo "nie mieli do siebie śmiałości". Nie udało się też zorganizować spotkania uczestników internetowego forum nieśmiałych (www.niesmialosc.prv.pl), bo nikt nie miał śmiałości spotkać się w realu. - Nieśmiali to pierdoły - kwituje Mariusz.
Stracone okazje zna też świetnie farmaceutka Hanna Czekajska-Łuckiewicz, atrakcyjna 40-latka z Lublina. Jako nastolatka rzuciła ukochany balet, kiedy nieśmiałość nie pozwoliła jej na pierwszy publiczny występ. Mimo zgrabnych nóg nie nosi krótkich spódnic, bo peszą ją komplementy. Nie wyjeżdża na wycieczki organizowane przez biura podróży, bo czuje się nieswojo, spędzając urlop z nieznanymi ludźmi.
Kiedy w latach 80. zaprosiła ją do siebie przyjaciółka z Anglii, nie pojechała, mimo że w tamtych czasach była to wyjątkowa okazja do zobaczenia kawałka świata. - Paraliżowała mnie myśl o nowym, nieznanym otoczeniu. Nieśmiałość wzięła górę nad zdrowym rozsądkiem - mówi Hanna.
W świecie, w którym nie obowiązują odgórnie ustalone ceny urzędowe i gdzie zyski są związane ze zdolnością do negocjowania, nieśmiałość prowadzi do strat finansowych. Na wolnym rynku nieśmiali są marginalizowani. Największe zarobki i najbardziej błyskotliwe kariery robi się w zawodach wymagających przekonywania, sprzedawania się, rozpychania łokciami. Umiejętność nawiązywania kontaktu i przekonywania do siebie ludzi jest w najwyższej cenie.
- Te cechy są dla mnie absolutnie nieosiągalne - mówi Łukasz Kniat, 20-latek z Poznania, założyciel forum internetowego dla nieśmiałych. Pogodził się z tym. Uczy się w Policealnej Szkole Służb Społecznych. Wybrał ją, bo o ile można sobie wyobrazić nieśmiałego pracownika socjalnego, o tyle bycie nieśmiałym przedstawicielem handlowym, dziennikarzem, akwizytorem, head hunterem czy menedżerem przerasta wyobraźnię.**

Stoję przy stoisku z tanimi książkami na dworcu głównym w Poznaniu. Chcę zapytać, po ile właściwie jest taka tania książka, ale jakoś żaden dźwięk wydobyć się ze mnie nie może. Prawdopodobnie dlatego, że sprzedawca nie bardzo interesuje się tym, że ktoś ogląda jego towar. Ale nachalność też nie wzbudziłaby we mnie sympatii i chęci zakupu. Rezygnuję, choć wiem, że dałbym radę. Pociesza mnie myśl, ze jestem tam prawie codziennie i kiedyś zapytam o coś dla siebie.
Z "Nieśmiałego dziennika" Łukasza Kniata z Poznania*

Pracodawcy wpisują nieśmiałość do rubryki z negatywnymi cechami osobowości potencjalnych pracowników. - Ta cecha wynika z lęku, a lęk wpływa destruktywnie na pracownika, dlatego uznajemy, że jest ujemna - tłumaczy Tatiana Borys z firmy ads polska, zajmującej się oceną pracowników na zlecenie pracodawcy. Także Tomasz Magda, head hunter z Amrop Heves, potwierdza, że jeśli ktoś ma zahamowania i trudności w komunikowaniu się z innymi, na karierę zawodową nie ma co liczyć.
O tym, że nieśmiałość prowadzi do strat finansowych, zaświadcza Jacek Michalski, 33-letni architekt z Warszawy. - Nie umiem się targować - przyznaje. Gdy oddaje projekt, nie potrafi powiedzieć, ile pieniędzy żąda. - Zawsze czekam na pytanie klienta: "ile się należy, panie Jacku?". I wtedy dopiero podaję cenę.
Często jest to cena zaniżona w stosunku do tej, jaką mógłby wynegocjować. - Wolę stracić, niż pójść na całość - mówi Michalski. Jego wspólnik nie ma takich zahamowań. Jest dynamiczny i agresywnie broni swoich interesów. Zarabia średnio o kilkadziesiąt procent więcej niż Michalski.
- To prawidłowość ostatnich lat: narcyzowie - agresywne, zakochane w sobie, z ogromną siłą przebicia zmiatają z pola nieśmiałych, którzy w konfrontacji z nimi nie mają żadnych szans - mówi dr Elżbieta Ścigała.

W szkole biorę udział w psychodramie. Poziom mojego stresu gwałtownie wzrasta. Ściska mnie w gardle i czuję suchość w przełyku. Kiedy już zaczynamy grać, jestem na luzie, nawet zaczyna mi się podobać. Z czasem jednak zdenerwowanie i poczucie, że wszyscy na mnie patrzą, bierze górę. Zacinam się, pomijam całkiem ważny punkt scenariusza i doprowadzam scenkę do końca. Cieszę się, że mam to za sobą. Aktorstwo to profesja nie dla mnie.
Z "Nieśmiałego dziennika" Łukasza Kniata z Poznania*

Każdy nieśmialec ma swoją metodę na przezwyciężenie własnego ograniczenia. Mariusz Lipnicki sypie patentami jak z rękawa: - Ćwiczę w domu typowe scenki: powitanie, przedstawianie się. Pracuję nad dykcją. Przed wyjściem na imprezę wymyślam sobie jakiś zabawny temat, żeby zagaić rozmowę. Podczas rozmowy staram się patrzeć ludziom w oczy. Czasami robię listę tematów, bo jak po pięciu minutach spotkania gadka z nowo poznaną dziewczyną się kończy, wpadam w panikę.
Autorskim pomysłem Hanny Czekajskiej-Łuckiewicz na walkę z nieśmiałością była "twarz-maska". - Zakładałam maskę wesołej osoby. Dbałam, żeby sprawiać wrażenie osoby pogodnej, udawać, że różne rzeczy w ogóle mnie nie ruszają. Poskutkowało. Do tego stopnia, że już w wieku 19 lat uznano mnie za duszę towarzystwa - mówi Hanna.
Czasami niewiele potrzeba, żeby przemóc nieśmiałość. Sebastianowi Jochymowi, 24-letniemu ekonomiście z Radomska, pomogły treningi interpersonalne na studiach. Musiał wyjść na środek sali, przedstawić się, opowiedzieć coś o sobie. Na zajęciach wspólnie układano wiersze, piosenki. - Nie powiem, żebym stał się lwem salonowym, ale pomogło mi to nabrać pewności siebie - mówi. - Już się nie czerwienię przy byle okazji.
Psychoterapeuci podają wiele innych sposobów, które da się zastosować samemu. Dla treningu można prowokować stresujące dla nas sytuacje: np. poprosić o większy rozmiar swetra w sklepie i potem go wymienić, pytać nieznajomych o drogę, o godzinę. Gdy te metody okażą się nieskuteczne, lekarze zalecają terapię. Pracę z psychoterapeutą wybrała 20-letnia studentka z Poznania Małgorzata Kaczmarek. Po sześciu latach z nieśmiałej stała się dziewczyną pewnie patrzącą ludziom w oczy. - Ale tylko ja wiem, jak dużo czasu potrzeba, żeby to pokonać - mówi. - Najtrudniejsze jest oduczenie się rozpamiętywania swoich błędów i natrętnych myśli o tym, jak inni na mnie patrzą.
W ostatnich latach nieśmiałością zainteresowały się firmy farmaceutyczne. Pierwsza tabletka na nieśmiałość - seroxat w Europie, a paxil w USA - została zarejestrowana już pięć lat temu. Nie zrobiła jednak takiej kariery jak prozac, pigułka szczęścia, czy viagra - tabletka na potencję.
To paradoks, ale główną przeszkodą w spopularyzowaniu pigułki na nieśmiałość okazała się... nieśmiałość. Większości dotkniętych fobią społeczną brakuje odwagi, by pójść do specjalisty i poprosić o przepisanie leku. - Boją się kontaktów z innymi ludźmi, więc przeraża ich też myśl o rozmowie z lekarzem - mówi dr Dariusz Wasilewski z Centrum Psychoprofilaktyki i Terapii w Warszawie.
Kiedy trzy lata temu jedna z firm farmaceutycznych zaczęła szukać osób z fobią społeczną do testowania nowego leku, znalazła w Polsce tylko 44 chętnych. W całej Europie zgłosiło się do testu niespełna pięćset osób, mimo że schorzenie dotyka miliony. Dziś jest już pięć substancji chemicznych, zatwierdzonych do leczenia fobii społecznej (paroksetyna, fluoksetyna, sertralina, fluwoksamina, citalopram). Wszystkie te specyfiki są także stosowane w leczeniu depresji i należą do grupy tzw. selektywnych inhibitorów wychwytu zwrotnego serotoniny - SSRI.
Ich działanie polega na zablokowaniu receptorów - specjalnych wypustek znajdujących się na powierzchni komórki nerwowej. Dzięki temu serotonina - neuroprzekaźnik odpowiadający m.in. za dobry nastrój, nie zostaje przechwycona przez komórkę nerwową. W efekcie pacjent ma nie tylko lepszy humor, lecz również pewniej się czuje. Kłopot w tym, że pierwsze skutki działania tych leków są widoczne dopiero po wielu tygodniach. A część chorych rezygnuje z terapii wcześniej - zniechęcona brakiem szybkich efektów.
Ale już szykuje się przełom. Nowy, testowany właśnie i oczekujący na rejestrację lek - lexapro - ma działać już po tygodniu zażywania. Te dane przedstawiono na wrześniowym European College of Neuropsychopharmacology. I można się spodziewać, że na tym firmy farmaceutyczne nie skończą. Będą szukały cudownej pigułki, która dawałaby natychmiastowy efekt i była całkiem bezpieczna.
Ale nawet te pierwsze, niedoskonałe leki przeciw nieśmiałości pacjentom cierpiącym na fobie społeczne przynoszą wielką ulgę. Przepisywał je swym pacjentom dr Sławomir Murawiec, psychiatra, szef Centrum Zdrowia Psychicznego w Warszawie. - Pomagają one przełamać strach w pierwszym etapie wychodzenia z nieśmiałości. "Przestrajają" organizm, powodując, że pacjentom łatwiej jest się odnaleźć w trudnych dla nich sytuacjach: nie drżą im ręce podczas rozmowy z nieznajomym, są bardziej pewni siebie - mówi dr Murawiec, ale zaraz dodaje: - Oczywiście, takiej pigułki nie można brać do końca życia. Po poprawie nastroju pacjenci powinni korzystać z pomocy psychoterapeuty, a nie zażywać lekarstwa.
Mimo zalet leczenia farmakologicznego wiąże się z nim wiele wątpliwości i niebezpieczeństw. Chorzy, którzy nie połączą kuracji z psychoterapią, po odstawieniu tabletek mogą spodziewać się nawrotu choroby. To trochę tak, jakby wziąć proszek na ból zęba, a kiedy przestaje boleć, odwołać wizytę u dentysty.
Na horyzoncie majaczy groźba uzależnienia od leku. Ale przede wszystkim trzeba odpowiedzieć na pytanie: czy leczenie fobii społecznej nie doprowadzi do likwidowania pigułkami naturalnych i zdrowych emocji, takich jak zwyczajne onieśmielenie czy trema?
Dylemat brzmi: jak docierać z leczeniem tylko do ludzi, którzy naprawdę go potrzebują, i zostawić w spokoju osoby zwyczajnie nieśmiałe? - Chodzi o to, by dać nadzieję tym, których nieśmiałość paraliżuje i sprawia, że ich życie staje się nie do zniesienia - mówi dr Dariusz Wasilewski.

Mama wysyła mnie do osiedlowego sklepu. Nie jest to sklep samoobsługowy. Ku mojemu zdziwieniu wszystko przebiega bardzo dobrze. Mimo że pani za ladą jest młoda i atrakcyjna, mówię płynnie, zachowuję kontakt wzrokowy, jestem bardzo na luzie. I tak powinno być zawsze.
Z "Nieśmiałego dziennika" Łukasza Kniata z Poznania*

W skrajnych przypadkach "pigułka odwagi" może okazać się niezbędna. Jednak nie ma się co łudzić - na pewno nie okaże się czarodziejskim specyfikiem i nie zmieni człowieka lękliwego w showmana. Aby przebudować samego siebie, potrzebna jest ciężka praca i podejmowanie kolejnych wyzwań.
Nagrodą za te trudy będzie triumfalny uśmiech - taki sam, jaki widać teraz na twarzy architekta Jacka Michalskiego. - Jeszcze trzy lata temu na pytanie klienta: "Czego się pan napije: kawy czy herbaty?", odpowiadałem: "Niczego, dziękuję". Dzisiaj mówię odważnie: "Poproszę kawę" - opowiada Michalski.
A Mariusz Lipnicki, trzymając ręce w kieszeniach (ciągle trochę drżą), wspomina, że w zeszłym tygodniu dostał w pracy nagrodę. Ale co tam nagroda - tego samego dnia odniósł znacznie większy triumf: po raz trzeci w ciągu półrocznej pracy porozmawiał dłuższą chwilę z kolegą zza ściany. A potem, rozochocony sukcesem, poszedł na zakupy i wywalczył lepszy kawałek mięsa na kotlety. Bez pigułki. - Poczułem się jak w raju - mówi.
I na pewno nie był to raj nieśmiałych, w którym nikt na nikogo nie patrzy, a wszystkie zakupy robi się w sklepach samoobsługowych.

Współpraca: Milena Rachid Chehab, Karolina Mordasewicz, Katarzyna Tęczyńska
W tekście wykorzystano fragmenty artykułu "Challanging extreme shyness" Claudii Kalb z amerykańskiego wydania "Newsweeka"

Krystyna Romanowska

Artykuł ukazał się w tygodniku Newsweek Polska, w numerze 40/03 na stronie 74

W ramach sprostowania pozwolę sobię na parę słów komentarza odnośnie mojej osoby i przedstawienia mojego wizerunku w powyższym artykule.

* Pełna i oryginalna wersja Nieśmiałego Dziennika znajduje się tutaj: Nieśmiały Dziennik

** Pracownik socjalny to osoba wykształcona do profesjonalnego pomagania jednostkom lub grupom w ramach wypełniania przez państwo zadań polityki społecznej. Pracownik socjalny niejednokrotnie ma kontakt z jednostkami trudnymi, z osobami wykluczonymi społecznie, niezaradnymi życiowo. Umiejętności, jakie powinien posiadać (nabyć), to między innymi: umiejętności rzecznictwa, menadżerskie, mediacji, negocjacji a nade wszystko umiejętności komunikacji interpersonalnej i społecznej. Nie ulega wątpliwości, że zawód ten nie należy do najłatwiejszych (poza tym, że jest bardzo niedoceniany a nawet niezauważany) i tak naprawdę trudno wyobrazić sobie pracownika socjalnego, który nie radzi sobie z problemem własnej nieśmiałości.

Do Szkoły Policealnej Pracowników Służb Społecznych w Poznaniu wybrałem się, przyznaję, nie do końca świadomy "w co się pakuję". A to tylko dlatego, że nie powiodło mi się w wyścigu na studia a nie z powodu mojej wizji tego zawodu. Z satysfakcją mogę dziś stwierdzić, że szkoła ta pomogła mi w przezwyciężaniu problemu nieśmiałości i nie żałuję, że wykształciłem się w tym kierunku.

Ponadto lokalny patriotyzm nakazuje mi ujawnić faktyczne miasto, z którego pochodzę, a jest nim Mosina :-)