autopsja

Życie wymyka się z rąk

Nie jest proste mówić o swojej nieśmiałości, dobrze, że zostaliśmy obdarzeni innym sposobem komunikacji jakim jest umiejętność pisania. Ja również mogę się dołączyć do grona ludzi nieśmiałych i pomimo tego, że w życiu próbowałem na wiele sposobów z tym walczyć, to chyba wciąż trudno mi z pełną odwagą stawić czoła życiu. A przecież może ono być nawet piękne.

Przeżyłem już 2 i pół dekady i zaczyna mi się wszystko walić jak World Trade Center. Nie wiem ile jeszcze stracę nawet boje się o tym myśleć. Ogarnęły mnie stany jakie można znależć w vademecum lekarza psychiatry. Ja, były sportowiec, medalista Mistrzostw Polski Juniorów, chłopak nie do zdarcia, ponoć zawsze uśmiechnięty i nie odmawiający pomocy, mający wspaniałą mamę i nawet porządnego ojca spadłem dość nisko. Sam pewnych rzeczy sobie nie potrafię wytłumaczyć jak ja mogłem się tak doprowadzić. Moja przeszłość to zagadka, chyba największa dla mnie. Wracając myślami do młodości to ogromnie żałuję, że poświęciłem się sportowi, ogromnemu wysiłkowi, że odmawiałem sobie normalnego dzieciństwa, beztroskiego życia, kopania piłki z kumplami pod blokiem, czytania fajnych książek, wewnętrznej szarpaniny czy dobrze zrobiłem, że rodzice zapłacili tyle pieniędzy za mój kolejny obóz, czy wyjazd na zawody. Teraz kiedy siedzę w domu i tylko siebie oszukuję, że jeszcze nastąpi moje 5 minut, zupełnie nie wiem co ze mną będzie. Moi koledzy, którzy często mnie podziwiali zostali moimi wzorcami do naśladowania, a każde ich pytanie co u Ciebie słychać to jak uderzenie kijem baseballowym w głowę. Boje się, że to wszystko odbije się na mojej przyszłej rodzine, że będę unikał rozmów z moimi dziećmi na temat mojego dzieciństwa, że nie będę dla nich żadnym autorytetem, ale czy ja w ogóle będe miał rodzinę?

Cały czas krążą mi w głowie takie myśli i nie potrafię się od tego uwolnić. Już bardzo długo siedzę bezczynnie w domu i straciłem chęci do życia. Czasami przychodzą mi do głowy różne głupoty, których się później wstydzę. Rodzice nie mogą na mnie patrzeć, a ja często na nich. Czasami czytając różne artykuły dochodzę do wniosku, że to wszystko przez nich, że to oni nauczyli mnie grzeczności i poszanowania ludzi, które przekształciły się w nieśmiałość, w strach przed błędami, przed zadawaniem nieprzemyślanych, spontanicznych pytań, przed ciekawością świata. Ale chwilę później, myślę nie, oni są moimi rodzicami, jak to będzie jak ich nie będzie. I tak w kółko, jakie to jest straszne uczucie, stania w miejscu, raczej cofania się i destrukcji.

Wiem, że jest wielu z nas którzy mają takie same problemy albo nawet większe, którzy gdzie nie spojrzą to widzą tylko szare lub ciemne kolory, którzy tracą powoli energię do życia i nie wiedzą co ze sobą zrobić. Ja się jeszcze nie poddaje, chociaż miałem już stany lękowe, których nikomu nie życzę. Byłem w grupie psychoterapeutycznej i teraz jestem pod okiem psychoterapeutki. Wiem, że łatwo nie będzie, nawet nie wiem jeszcze w którą stronę mam ruszyć ale przyrzekam sobie i Wam wszystkim, że będą ze mnie jeszcze ludzie. Lubię dotrzymywać słowa i chciałbym za jakiś czas napisać wiele pozytywnego, konstruktywnego i motywującego do dalszego życia. Coś z czego byłbym dumny.

Nie bójmy się mówić o tym, nie bójmy się pisać o tym i to ze wszelkimi trapiącymi nas problemami to pomaga na jakiś czas daje energii, a energia jest pozytywnym objawem, którego wszystkim życzę.

Pozdrawiam Was wszystkich,

K.T.

opublikowano 3 marca 2003