autopsjaZamknięta w puszceCześć. Mam na imię Baśka i właśnie przeczytałam artykuł w Newsweeku, który mówi o nieśmiałości i postanowiłam zajrzeć na Waszą stronę. Mam 32 lata. I rzeczywiście jest tak, że z każdym kolejnym dniem uczę się żyć z własną nieśmiałością. Z dnia na dzień jest lepiej, bo przybywa mi doświadczeń i dotąd obce sytuacje zaczynają być trochę znane, jakby oswojone. Ale nadal wybieram sklepy samoobsługowe, nie chodzę sama do kawiarni, wybieram kino zamiast teatru, bo w czasie projekcji nie ma przerwy jak w teatrze, nie zwracam uwagi sprzedawczyni, gdy widzę, że pakuje mi do torby nadgniłe jabłko... Długo mogłabym wymieniać, ale w sumie po co, jak i tak Wy sami nadto dobrze znacie tą rzeczywistość. W tym wszystkim jednak najgorsze jest życie z przeświadczeniem zmarnowanych szans... Byłam ostatnio na koncercie. Jeden z muzyków często się do mnie uśmiechał. Był sympatyczny, przystojny, a momentami nawet zabawny. Wyłapywałam jego spojrzenia i z przestrachem odwracałam głowę. Chciałam do niego podejść, zagadać, w głowie układałam sobie różne warianty rozmowy, by być przygotowana na wszystko i... NIC. Nie podeszłam. On wyjechał, ja zostałam i pewnie nie zobaczymy się już nigdy więcej. W teatrze, na przerwie zawsze zostaję w sali i pilnie studiuję program. Nie mam odwagi wyjść na korytarz, bo tam wszyscy stoją i o czymś rozmawiają. A nawet jak kogoś z nich znam, bo moje miasto nie jest zbyt duże i zawsze znajdzie się ktoś znajomy, to i tak nie podejdę, bo wydaje mi się, że to niestosowne, że będę przeszkadzać, że nie będę umiała włączyć się w rozmowę. I żadne przekonywanie mnie, że to nieprawda, że powinnam podejść, że oni się ucieszą itp. nie przemawia do mnie. Nie wierze w to po prostu i już. Ludzie uważają mnie za kogoś cichego, spokojnego, zrównoważonego, może trochę smutnego, ale to wszystko NIEPRAWDA! Jest we mnie dużo radości, szalonych pomysłów i zachowań, ciętych ripost, zdolności do wygłupów... To wszystko gdzieś we mnie jest i krzyczy, żeby wyjść na zewnątrz. Czasami czuję się jak konserwa - sprasowana i zamknięta w puszcze. Puszki nie da się otworzyć od środka (chyba, że sfermentuje i wywali wieczko, ale wtedy na wszystko jest już za późno). Puszkę musi otworzyć ktoś z zewnątrz. Długo przeżywałam rozstanie z moim chłopakiem. Nie potrafiłam zrozumieć, dlaczego po otwarciu tej puszki, ktoś (?) znów mnie do niej pakuje. Popadłam w depresję... Od roku jest już dużo, dużo lepiej. Nawet się uśmiecham, ale ciągle tkwię w tej swojej puszce. Z tą jedną różnicą, że teraz mam nadzieję, że w końcu ktoś pomoże mi ją otworzyć... opublikowano 30 września 2003
|