autopsja

Za dużo tracimy w życiu

Zgodnie z tytułem tego działu, chciałbym przytoczyć kilka swoich przemyśleń.

Tak jak napisał Łukasz w poprzednim artykule, każdy ma prawo do miłości, a nieśmiali widzą swoją przyszłość w czarnych kolorach. Jest w tym wiele prawdy. Chociaż wydaje mi się, że wielu z was marzy o szczęśliwej rodzinie, ciepłu ogniska domowego, dobrej pracy (takie marzenia ma wielu ludzi, nie tylko nieśmiali). I chciałbym zauważyć, że ludzie nieśmiali często osiągają to. Jeśli znajdą już swoją drugą połowę, potrafią jej dać wiele czułości, czują się bardzo szczęśliwi. Tylko najgorsze jest to oczekiwanie. Kiedy niejednokrotnie przez dwadzieścia kilka lat przeżyliśmy może jedną i do tego jeszcze niespełnioną miłość, to potrafi dobić. Jednak jest jeszcze coś gorszego. Kiedy przez długi czas pracujemy intensywnie nad sobą. Osiągamy już zadowalające nas rezultaty - potrafimy aktywnie uczestniczyć w rozmowie z jedną osobą jak i w grupie, mamy wielu znajomych, zaczynamy coraz częściej chodzić na imprezy - widzimy, że już dużo zrobiliśmy, ale jeszcze wiele nam brakuje. I przychodzi jeden dzień, jedna chwila, w trakcie której potrafimy stracić to wszystko nad czym tak długo pracowaliśmy. Powracamy do stanu w jakim byliśmy zanim podjęliśmy walkę ze swoją nieśmiałością. Z dnia na dzień zrywamy wszelkie znajomości, nie mamy ochoty rozmawiać z nikim, nie potrafimy się odezwać do nikogo, kogo wcześniej znaliśmy, odsuwamy się w cień. Po kilku dniach (lub dłuższym czasie) zauważamy, że zaczyna nam bardzo tego brakować. Niestety nie potrafimy się na nowo odnaleźć, chociaż tak tego chcemy. Chociaż nikt tego nie zauważył, że chwilowo przestaliśmy się do kogokolwiek odzywać, to dla nas świat się zawalił.

Najlepiej byłoby gdybyśmy żyli kilka wieków temu. Wtedy to rodzice wybierali swoim dzieciom współmałżonków, dbali o zapewnienie "dobrobytu". Wtedy nie było miejsca na nieśmiałość. No ale niestety żyjemy w czasach kiedy nieśmiałość jest nie na miejscu i musimy zmierzyć się z życiem i ze światem czy tego chcemy czy nie. Rzeczywistości nie da się zmienić, niestety musimy zmienić samych siebie i przystosować się - nie mamy innego wyjścia (pociechą może być to, że w tej walce nie jesteśmy sami).

Zauważamy tylko złe zachowanie, mało uwagi zwracamy na to co dobre. Nie potrafimy dostatecznie pozytywnie odebrać sygnałów sympatii od innych osób, odbieramy raczej te sygnały które świadczą o braku sympatii i wyolbrzymiamy je. Często nawet nie wiemy, że większość sygnałów jest pozytywnych, często sygnały pozytywne odbieramy jako negatywne. Wynika to często z naszego niedokształcenia i wrodzonej (albo nabytej) umiejętności do wyolbrzymiania tego co negatywne wokół nas i w sobie samym. Rozpamiętujemy swoje niepowodzenia. Sam się o tym przekonałem, kiedy swego czasu głęboko i długo zastanawiałem się nad tym, czym mam "jakieś szanse" u dziewczyny, do której czułem sympatię. Po pewnym czasie przeczytałem w pewnym pisemku, że wiele rzeczy w jej zachowaniu oznaczało jej bardzo pozytywne nastawienie do mojej osoby, ale wtedy było już za późno na cokolwiek, chociaż wątpię czy cokolwiek wynikło by z tego.

Większe niepowodzenie powoduje, że zaczynamy czuć się gorsi od innych, zaczynamy myśleć, że jesteśmy niewarci ich uwagi i tego, że chcą być naszymi dobrymi znajomymi i odsuwamy się od wszelkiego życia, ogólnie rozumianego towarzyskim, zamykamy się w swoim świecie. Tak jest w sumie lepiej, gdyż wtedy rzadziej ponosimy porażki, które mogą nas dobijać. Ale niestety życie jest nieubłagane i musimy kiedyś w końcu wyjść do ludzi i znowu zderzamy się z ich odrzuceniem, nie potrafimy, nie umiemy sobie z tym poradzić. Tylko zwróćmy uwagę na innych i na to, że inni popełniają podobne błędy jak my i nie przejmują się tym, w niczym ich to nie zraża, a tylko my jesteśmy takimi ślamazarami których to dobija. Życie jest zbyt krótkie żeby je tracić na rozpamiętywanie i przejmowanie się własnymi błędami (chociaż uczmy się na błędach, najlepiej na cudzych) i niepowodzeniami.

Mamy wielu znajomych, którzy, zdarza się czasami, że zaproszą nas na imprezę, a my najczęściej odmawiamy. Przez to czujemy się gorsi, że nie chodzimy na takie imprezy, czujemy się odrzuceni, a to najczęściej my odrzucamy propozycję. Nie chodzimy na imprezy bo nikt nas nie zaprasza. A jeśli już zaprosi to odmawiamy i wmawiamy sobie, że jesteśmy gorsi bo nie chodzimy na nie - i tak zamyka się błędne koło. Zróbmy więc z koła kwadrat i chociaż raz spróbujmy się przełamać. Może przed samą imprezą będziemy twierdzić, że był to głupi pomysł, ale po, już sami stwierdzimy, że było warto - wiem z autopsji.

A tak w ogóle to:
"Życie jest piękne, to ludzie są wredni."

ombre

opublikowano 15 października 2002