Żyjesz w swoim własnym świecie
Kosztujesz ból
Cierpienie jest towarzyszem twojej podróży
Samotność twoją oblubienicą
Dokąd zmierzasz pielgrzymie?
Jaki jest cel twej podróży?
Zwiedziłeś wiele światów
Wszędzie panowała pustka i cierpienie
Nie ma kto podziwiać twojej sztuki
Jedynie echo odpowiada na twoje wołanie
Całe życie poszukiwałeś
Zmęczenie i trud rzeźbi kolejne bruzdy na twarzy
Pomarszczona dusza jak skrawek papieru
Zegar wybija kolejne godziny
Nadaje powolny rytm wieczności
Wolność nigdy nie była ci dana
Twoja rola powoli dobiega końca
Zabierasz ze sobą smutek
Zamykasz przemęczone oczy
Nic już nie zostało
Nic się nie liczy
Nie ma kogo żegnać
Przyszedłeś sam na świat
W samotności go opuszczasz
Tryumf śmierci
Deszcz krwi spada z nieba
Czerwone rzeki nie znajdują ujścia
Ziemia nie przyjmie już ani jednej łzy
Nie ma dokąd uciec
Nie ma gdzie się schować
Śmierć rozpostarła swoje czarne skrzydła nad ludzkością
Godzina zagłady
Każdy po kolei przystępuje do ostatniego tańca
Nie ma nagrody
Nie ma potępienia
Ziemia pochłania nędzne istnienie
Oto i cel mej wędrówki
Putryfikacja mojego mózgu
Nic już się nie wydarzy nic nie stanie
Historia zakończyła swój bieg
Giń i nie oczekuj zbawienia
Na próżno płacz
Na próżno modły
Stoisz u wrót śmierci
Nic nie ma po drugiej stronie
...Przeznaczenie?
Wewnętrzny ból rozrywa moje ciało
Czym jest moje życie?
Ciąg bezsensownych zdarzeń
Mija następny dzień,
Godzina za godziną spędzona w samotności
Wewnętrzny ból
Straciłem cel mojej wędrówki
Nie chce być pielgrzymem
Chce zapomnieć
Nie myśleć
Dlaczego nie mogę marzyć
Dlaczego to wszystko boli
Nadzieja zawsze kona w moich ramionach
Pozostawiając ranę na mojej duszy
Ciernie rozpaczy ranią mój umysł
Każde niewinne marzenie
Staje się gwoździem do trumny
Za jakie grzechy
Zgotowane mi jest to cierpienie
Bezsens, ból i śmierć
Czy po to się narodziłem?
Marna egzystencja robaka
Istnienie bez sensu i celu
Wieczny cień i zapomnienie
Czy to jest moje przeznaczenie?
Pogrzebany żywcem
'Niewiele myślą próżni i weseli
Którzy się władzą i bogactwem bawią
Niewiele myślą wiecznie roztańczeni
O tych co cierpią, co piją z kielicha
Nieszczęścia i żalu, co gną się trapieni
Najboleśniejszymi udrękami ducha'
Czemuż nie mogę zasnąć
Otulić się w ramiona litościwej śmierci
Opuszczony, zamknięty w klatce
Lepiej żebym się nie narodził dla tego świata
Skazany na cierpienie w mojej samotni
Nie ma końca tej wiecznej udręki
Popadam w obłęd
Tracę władzę nad swoim umysłem
Bluźniercze myśli rodzą się w mojej głowie
Czy jestem skazany na potępienie?
Każdy poranek
Jest dla mnie niewysłowionym cierpieniem
Jeszcze jeden dzień muszę kryć się przed słońcem
Lepiej żeby nie istniało
Niż miało użyczać swego ciepła umarłemu
Tak ja już nie żyję
Jestem chodzącym trupem
Dla świata żywych nie istnieję
Z jakiego powodu okaleczyłeś
Moje ciało i duszę
Zabrałeś marzenia
Czy stworzyłeś mnie na Swoje podobieństwo?
Nie jestem w stanie nieść Twojego krzyża
Powoli oddalam się w otchłań obłędu
Nie do światła prowadzi ta droga
Lecz w otchłań bezdenną
Wiem co to znaczy przekleństwo
Nic nie jest mi już w stanie pomóc
Zimne mury mojego domu są również grobem
Nie chcę nagrody za kalectwo
Nie z mojej prośby zostało mi nadane
Na nic modlitwy
Na nic wszelkie prośby
Porzucić nadzieję trzeba w tej godzinie rozpaczy
Odejdź wędrowcze i nigdy nie wracaj w te strony
Dla umarłych przeznaczone jest to miejsce
Każdy aktor musi odegrać swą rolę