artykuły - szczęście, filozofia

Raz górka, raz dołek

Dwubiegunowa depresja: jak z nią żyć

Lęk, niepokój, przygnębienie, brak chęci do życia. A zaraz potem cudowne samopoczucie i przeświadczenie, że cały świat leży u naszych stóp. Po upadku z takiej huśtawki nastrojów człowiek jest bardzo obolały. Co zrobić, by ten ból nie zdominował naszego życia?

PAWEŁ WALEWSKI

23 lutego, w środę, Bohdan Rybi wstanie jak co dzień około szóstej rano. O siódmej pójdzie do pracy, która co prawda nie jest na miarę jego ambicji, ale najważniejsze, że jest. – Dla mnie każde w miarę stałe zajęcie jest na wagę złota – 51-letniemu Bohdanowi, z wykształcenia technikowi elektromechaniki, do tej pory musiało wystarczyć 400 zł renty psychiatrycznej. – Z takimi papierami nikt nie da mi etatu. Rozmowa kończy się natychmiast, gdy widzą pieczątkę lekarza.

Mógłby to ukryć. – Ale po co? Przecież wcześniej czy później wyjdzie na jaw, że jestem przewlekle chory. Ja się zdrowym nawet nie dziwię – przyznaje po chwili. – Wariat, czubek, nie wiadomo, co zrobi i jeszcze ma papiery, które go usprawiedliwiają. Lęk otoczenia wynika z niewiedzy.

Anonimowi depresanci

23 lutego, już po raz kolejny, odbędzie się w Polsce ustanowiony przez ministra zdrowia Dzień Walki z Depresją (jego przebiegiem zajmuje się Stowarzyszenie Aktywnie przeciwko Depresji). We wszystkich akademiach medycznych będzie można posłuchać otwartych wykładów propagujących wiedzę na temat tej choroby (warszawska uczelnia zaprasza na wykład w sobotę 26 lutego; szczegóły na stronie internetowej www.depresja.org), odbędą się bezpłatne konsultacje lekarskie, szkolenia. Właśnie po to, by Polacy byli bardziej świadomi objawów depresji, a lęk przed chorymi nie dokuczał im bardziej niż sama choroba.

Bohdan Rybi Dzień Walki z Depresją spędzi jak co dzień. – Już samo to, że wyjdę z domu i będę wśród ludzi, poprawi mi nastrój. A po powrocie zacznę przygotowywać się na czwartkowe spotkanie wspólnoty Anonimowych Depresantów, gdzie czuję się chyba najlepiej.

Pomysł założenia wspólnoty Anonimowych Depresantów pojawił się pod koniec 2002 r. Próbowano wzorem Amerykanów przenieść doświadczenia Anonimowych Alkoholików i ich opartego na 12 Krokach programu wychodzenia z nałogu na obszar walki z depresją. Oczywiście czym innym jest uzależnienie od alkoholu, a czym innym ta choroba, której podłoże, zdaniem wielu specjalistów, tkwi w zmienionej biologii mózgu. Alkoholika można wyleczyć psychoterapią, która przy depresji może być skuteczna tylko wobec jej lekkich postaci. Większość przypadków wymaga bezwzględnie leków.

– Jeśli alkoholicy utworzyli grupy AA po to, by się móc wzajemnie rozumieć i wspierać, to w naszej chorobie jest podobnie – tłumaczy pan Bohdan. – My nie jesteśmy uzależnieni od depresji, ale od skłonności popadania w nią. W naszej wspólnocie nikt nie powie koledze, żeby się z tego po prostu otrząsnął ani że depresja to tylko problem chemii jego mózgu. Usłyszy natomiast, że jeśli regularnie zacznie przychodzić na spotkania, poczuje się lepiej.

Do wspólnoty Anonimowych Alkoholików Bohdan trafił dwa lata temu, po ponad 20 latach abstynencji. Po to tylko, by poznać innych ludzi, którzy mówią podobnym językiem. Teraz we wspólnocie Anonimowych Depresantów (kontakt: [email protected]) może porozmawiać z innymi o swoim problemie. Wie, kiedy depresja mu zagraża: gdy nie potrafi osiągnąć postawionego celu, gdy coś, co po swojemu zaplanował, wymyka się spod kontroli. W miejsce niespełnionych oczekiwań nadchodzi złość. Z czasem przeradza się w gniew, który Bohdan tłumi ucieczką w zwątpienie i smutek. – Wtedy życie traci dla mnie sens – wyznaje. – Przestaję się czymkolwiek interesować, nic mi się nie chce. Najchętniej wszedłbym pod łóżko i tam został, bo wokół jest ciemno, ponuro, źle. Nie chcę umrzeć, ale w takim stanie też nie chce mi się żyć.

Nauczył się już, że gdy coś nie idzie po jego myśli i z tego powodu narasta w nim zdenerwowanie, musi starać się zrobić wszystko, by nie dopuścić do pojawienia się gniewu. Tak jak alkoholik, któremu nie wolno wtedy wziąć do ust alkoholu. Przeoczy ten moment, a depresja znów nad nim zapanuje i wytrąci z życia na kilka miesięcy. Dlatego uczy się rozumieć swoje emocje. Musi umieć dostrzegać granicę, za którą choroba wymyka się spod kontroli i nie potrafi jej sam okiełznać.

Choroba z odcieniami

23 lutego psychiatra Dariusz Wasilewski, który przewodniczy resortowemu Zespołowi ds. Walki z Depresją, będzie miał kilka wizyt pacjentów. Ilu z nich przyjdzie z powodu narastającej depresji? Choroba dotyka 10 proc. Polaków, ale u osób powyżej 65 roku życia wskaźnik ten rośnie do ok. 15 proc., a u pensjonariuszy domów opieki społecznej i pacjentów szpitali ogólnych w podeszłym wieku jeszcze się podwaja.

O melancholii pisał już Hipokrates, a melancholia – to właśnie depresja (może szkoda, że zaprzestaliśmy używać tej nazwy?). – Aby zaznaczyć, że jest to choroba nastroju, a nastrój to afekt, popularne w psychiatrii stało się określenie chorób afektywnych – tłumaczy dr Wasilewski. Są dwojakiego rodzaju: jednobiegunowe, gdy w życiu pacjenta występują wyłącznie depresje, oraz dwubiegunowe, kiedy po okresie smutku i przygnębienia nadchodzi nastrój euforii, czyli stan nieuzasadnionego zadowolenia, radości i szczęścia. Osób z chorobą maniakalno-depresyjną wymagających leczenia żyje w Polsce pół miliona. – Choroba dwubiegunowa ma wiele odcieni, bo różne jest nasilenie objawów. Terapia polega na wyrównywaniu nastroju lekami – chodzi o to, by pacjent nie wpadał stale z jednej fazy choroby w drugą. W depresji nie może sobie sam ze sobą poradzić. W euforii – nie mogą sobie z nim poradzić najbliżsi.

Statystycznie najczęściej choroba zaczyna się od depresji (ofiarami padają ludzie młodzi, zwykle przed trzydziestką, a przyczyną jest zaburzenie równowagi serotoniny i noradrenaliny w mózgu – nieustannie wydzielanych substancji, umożliwiających przekazywanie informacji między komórkami nerwowymi). Po kilku miesiącach nastrój się polepsza, ale wkrótce może rozpocząć się nowa faza choroby – tym razem mania, która trwa nieraz kilka tygodni. Nie sposób przewidzieć, ile tych epizodów będzie. Zwykle jest około 6–10 w ciągu życia. U niektórych osób przejście z jednej fazy do drugiej może wystąpić w jeden dzień. Są tacy, którzy w skrajne nastroje wpadają z godziny na godzinę.

Jestem panem świata

23 lutego pani Iwona, lat 57, jak co tydzień w środę spotka się z psychologiem. – To dla mnie bardzo ważne wizyty, bo od kilku lat boję się nadchodzącej wiosny. Właśnie o tej porze roku wpadałam w depresję.

Na chorobę dwubiegunową leczy się od ponad 10 lat, ale odkąd udało się wreszcie dobrać właściwe leki (co często odbywa się metodą prób i błędów, bo każdy reaguje na nie inaczej) i korzysta z rad psychologa, nie pojawiła się żadna faza choroby. – Psycholog nauczył mnie, jak opanowywać zły nastrój, ćwiczyć oddech, nie kumulować stresów – mówi Iwona. – Powiedział: ludzie z depresją nie akceptują siebie, a pani musi siebie pokochać! Pora nauczyć się myśleć o sobie, potem o innych.

Zmienne fazy choroby nazywa dołkami i górkami. Gdy była w dołku – nie wstawała z łóżka. Nie chciało jej się myć, ubrać, jeść. Czuła się bezużyteczna. Gdy nadchodziła górka – czuła, że świat ma u swoich stóp. Trudno było ją uciszyć, wszystko wydawało się proste. Poczuła się zakochana w koledze ze studiów (co zakończyło się rozwodem z mężem, który nie do końca zdawał sobie sprawę z jej choroby), najbliżsi cudem powstrzymali ją przed zakupem ciężarówki, która wydawała jej się wtedy najbardziej użytecznym i potrzebnym w pracy samochodem. – Ciekawe, gdzie ja bym tę ciężarówkę trzymała – krytycznie patrzy na swoje dawne pomysły pani Iwona i dodaje: – Ale taka właśnie jest ta faza choroby: człowiek robi głupstwa, z których nie zdaje sobie sprawy, a potem ich gorzko żałuje.

Bohdan Rybi z ulgą opowiada, że w okresie euforii – on, z rentą 400 zł – zadłużył się tylko na 10 tys. zł (dzięki znalezionej pracy może teraz dług spłacić). Inni biorą kredyty kilkusettysięczne, zakładają spółki, kupują mieszkania, sprzedają własne domy. – Wydaje ci się, że nie ma rzeczy niemożliwych. Jak Mr Jones, tytułowy bohater filmu zagrany przez Richarda Gere, chcesz wznieść się w powietrze i nie obchodzi cię, czy to w ogóle jest realne. Cudowny nastrój, który trwa kilka tygodni. A potem – czarna rozpacz, bo okazuje się, że wszystko było wytworem chorej wyobraźni. Odeszły pieniądze, żona, dzieci.

Nie wszyscy pacjenci wolą euforię od depresji. – To też jest męczące i nieprzyjemne, gdy widzisz, że inni nie chcą uczestniczyć w twojej radości – tłumaczy pani Iwona. – Masz poczucie osamotnienia, bo nikt nie może dogonić twoich myśli. Z dwojga złego wolę depresję, bo ona mnie ściąga na ziemię – konkluduje Bohdan Rybi.

Siedem dni bez hamulców

23 lutego, gdy media nagłośnią Dzień Walki z Depresją, w wielu domach pojawi się pytanie: jak reagować na radykalną zmianę nastroju bliskiej osoby? Wypychać na siłę do lekarza? Przeczekać? Udawać, że wszystko jest w porządku? Życie pod jednym dachem z chorym na depresję lub manię wymaga przede wszystkim cierpliwości. I ogromnie dużo zrozumienia. – Moja choroba była dla żony chyba gorszym doświadczeniem niż dla mnie – twierdzi pan Bohdan. – Ja wiem, co się ze mną dzieje. Ona nie wiedziała tego nigdy.

Czego więc pacjenci oczekują od najbliższych? – Serdeczności i tolerancji. Mówienie „weź się w garść” niewiele zmienia, bo wtedy tylko narasta w nas poczucie winy – wyjaśnia pani Iwona. Ale standardowa rada „połóż się i leż” to też żadne wyjście, bo osobę z depresją może boleśnie zranić niezamierzona sugestia, że nikt jej nie potrzebuje.

Euforię tolerować jeszcze trudniej. Nieleczona może doprowadzić do ruiny małżeństwa, kariery i utraty majątku, więc gdy zachodzi taka potrzeba – rodzina musi zabezpieczyć konto w banku, odciąć telefon, pozbawić dostępu do ważnych dokumentów. – Stan maniakalny można rozpoznać natychmiast, lecz według kryteriów diagnostycznych musi on trwać przynajmniej 7 dni, żeby rozpoznanie choroby uwiarygodnić. Przez ten tydzień osoba pozbawiona hamulców może przepuścić wszystko, więc najbliżsi powinni bacznie obserwować pacjentów z chorobą dwubiegunową i umieć dostrzec zwiastuny poszczególnych jej faz – ostrzega dr Dariusz Wasilewski.

Chorym i ich rodzinom pomaga świadomość, że nawet najdłuższa faza depresji lub manii w końcu kiedyś mija. Leki regulujące chemię mózgu dają nadzieję, że koszmar nie będzie trwał wiecznie, ale muszą być dobrze dobrane i regularnie przyjmowane. Gdy pacjenta nie męczą żadne objawy, nie powinien o leczeniu zapominać. Paskudny paradoks: pamiętać o chorobie właśnie wtedy, gdy jej nie ma.

źródło: http://polityka.onet.pl