autopsja

"Przyjaciele" nieśmiałości

Siedzę ze znajomymi w pubie dyskutując, jak to mamy w zwyczaju o zakrzywieniu czasoprzestrzeni, mostach Einsteina-Rosena, czarnych dziurach itp. Jest miło i przyjemnie, jak zwykle gdy grupa szlachty spotka się przy równie szlachetnym trunku. Widocznie jedna z tych czarnych dziur wciągnęła wszystkie pomysły na nowe teorie pochodzenia wszechświata ponieważ temat rozmowy pobiegł torem relacji międzyludzkich. W którymś momencie komentuję wątek mówiąc że należę raczej do tych nieśmiałych. W odpowiedzi słyszę szczery śmiech i potok odpowiedzi. "No coś ty, jaja sobie robisz?", "Ty nieśmiały? ....hahahaha" "Jesteś ostatnią osobą, którą bym o to podejrzewał"... Pozostaje mi jedynie milczeć i nadal stwarzać pozory, że moje życie ma równie złoty kolor, jak płyn w kuflu który właśnie przyniosła kelnerka. Uśmiecham się do niej. Szczerze odwzajemnia mój uśmiech i odchodzi. ... Wieczór się skończył ... Bóg jedynie wie kiedy znów będę miał na tyle sił by zorganizować kolejne spotkanie ... Nazywam ich swoimi "przyjaciółmi" bo świadomość, że można kogoś tak nazwać pozwala przetrwać w trudnych chwilach. Czy jednak nimi są zapytacie. Niestety nie. I o tym chciałbym napisać. O ludziach, którzy patrząc na nas wcale nas nie dostrzegają. O ludziach, którzy słuchając nas wcale nas nie słyszą. O rozpaczliwym wołaniu na puszczy o pomoc.

Pewnie wiele nieśmiałych osób ma w swoim otoczeniu takich "przyjaciół", którym wydaje się, że z nas takie życiowe Pollyany i ich troska nie jest nam do szczęścia potrzebna. Tymczasem to właśnie oni stanowią większą część naszego życia, poza nimi nie mamy nikogo z kim moglibyśmy spędzić wolny czas, z kim moglibyśmy porozmawiać o naszych problemach, poprosić o radę w jakiejś sprawie. No tak ale nikt nie przyjdzie do nas wiedziony intuicją właśnie wtedy, kiedy będziemy kogoś potrzebować. Tak, ale dlaczego nie miałby od czasu do czasu zadzwonić i zapytać "Cześć Maćku jak się masz... może wieczorem wybierzemy się na kręgle...". Dlaczego od czasu do czasu nie wyśle sesemesa "Hej Maćku, miłego dnia." Tego właśnie potrzebują nieśmiałe osoby. Odrobiny szczerego zainteresowania, które pozwoliłoby im nabrać zaufania do ludzi i do siebie. Tego właśnie potrzebuję ja. Bez tego zaufania trudno jest zrobić pierwszy krok. W cudowny wręcz sposób wyraziła to moja "przyjaciółka". Powiedziała, że jestem taki ponieważ w moim życiu brakowało miłości. Jak na ironię było to czas temu dawno i pomimo iż nadal jesteśmy "przyjaciółmi", jej słowa pozostały jedynie słowami. Cóż może być bardziej bolesnego dla nieśmiałego człowieka jak "przyjaciel", który zna nas lepiej niż my sami i nie potrafi z tej wiedzy zrobić użytku? Może tylko gorsze jest kochać takiego "przyjaciela". A może wcale nie. Może dzięki temu, że to ja muszę walczyć o tę garstkę "przyjaciół" stanę się silniejszy, nabiorę zaufania do siebie i nie będę musiał już bać się ufać innym. Bo przecież to ja wysyłam sesemesy, to ja dzwonie, to ja umawiam nas na spotkania... Czasem mi się wydaje, że to nie ze mną jest coś nie tak, że to nie ja jestem inny. Nie czekajcie aż ktoś do was przyjdzie, jeżeli macie gdzieś takich "przyjaciół" o jakich pisałem złapcie za słuchawkę i zadzwońcie. Być może w pewnym momencie dojdziecie do wniosku że obaliliście teorię że "im więcej dajesz tym więcej otrzymujesz" ale z drugiej strony udowodniliście słuszność "co mnie nie zabije to mnie umocni". A im będziecie mieć więcej wiary w siebie, tym więcej będziecie umieli problemów wprost zakomunikować swoim "przyjaciołom", a wtedy oni nie tylko będą na was patrzeć ale i dostrzegać. Wiem że wszyscy o tym wiecie... "łatwo powiedzieć!!!" Dlatego to co piszę dedykuje wszystkim swoim i waszym "przyjaciołom". Może i oni przeglądają czasem takie strony.

Matyi

opublikowano 1 marca 2004