autopsja

Noszę na sobie niewidzialny pancerz

Noc i dzień, wszystko jedynie szare ma oblicze dla mnie - człowieka, co żyje w niekończącym się cieniu. Wciąż jestem zawieszony miedzy światłem a mrokiem i jak roślina tęsknię za słońcem, które mnie unika. Dusza moja jest delikatna, wiem jak łatwo jest mnie zranić nosze więc na sobie niewidzialny pancerz. To on sprawia, iż niektórzy twierdzą żem jak skała nieczuły bez uczuć, stroniący od ludzi. Ale tak nie jest, to płyta ochronna, pod schwał się człowiek, który kochać potrafi i pragnę być kochany. Mam 27 lat podobno dosyć ładna twarz, kilka szajb i zraniona duszę. Żyję samotnie, chociaż w morzu ludzi, sam we własnym świecie, odizolowany od innych murem nieśmiałości.

Tak było, jest i chyba będzie, choć w głębi mej duszy chciałbym aby było inaczej. Nie bać się ludzi, poznać osobę której nie przestraszy moja nieporadność w komunikowaniu się z otaczającym mnie światem, osobę która mnie pokocha takim, jakim jestem z która będę szczęśliwy a ona szczęśliwa będzie ze mną. Lecz wątpię czy chwila taka kiedyś nastąpi, bo samotność jest moim najwierniejszym towarzyszem. Nie do końca jest zła, ma tez kilka zalet nie przysparza zmartwień, sprawia że żyję będąc panem własnego czasu. Nauczyłem się jej, przystosowałem się do niej. Ale ona jest pusta, przytłaczająca i potrafi być wstrętna, gdy dźga mnie swoim bezlitosnym ostrzem. Chciałbym ją opuści i wcale jej nie chcę, chciałbym się z nią rozstać, lecz ona mnie lubi i towarzyszy mi niestrudzenie przez tak długi czas. Nie jest sama ma tez szpetną sojuszniczkę imię jej nieśmiałość. Ludzie się często dziwią, dlaczego jestem samotny wszak według nich niczego podobno mi nie brakuje, niczego z wyjątkiem śmiałości. Czy istnieje coś takiego jak urocza nieśmiałość. Tak, ale tylko u kobiet i dziewczyn, którym owa nieśmiałość często dodaje uroku, ale nie chłopakom, którzy powinni być aktywni w poszukiwaniach przyszłych towarzyszek swojego życia.

Nieśmiałość to przekleństwo pozbawione urody będące porażek, cierpień i klęsk przyczyną. Tak jestem nieśmiały, choć nie we wszystkich sytuacjach z równą intensywnością mi ona dokucza. Potrafię stanąć przed licznym audytorium i bez większych problemów wygłosić długawy referat. Gorzej jest, gdy mam spotkać się z pojedynczymi ludźmi lub niewielka grupa osób całkiem mi nieznanych Każda z nich patrząc na mnie pali mnie spojrzeniem zaś strach przed popełnieniem błędu, który narazi mnie na śmieszność oraz drwiny jest nie do zniesienia. Wiem, że nie umiem rozmawiać z ludźmi bez nudzenia ich prezentowanym przeze mnie tematem. Trzymam się na dystans i unikam zdarzeń, w których ktoś obcy spojrzeć mi mógłby prosto w oczy.

Dziwna jest moja natura, której składnikiem są powracające wspomnienia rozmów mnie dotyczących lub w których brałem udział? Co ktoś chciał mi powiedzieć lub pomyślał nie mówiąc. Co oznaczało konkretne słowo lub milczenie?

Jestem wstydliwym dziwadłem to cecha rzadka i dokuczliwa w świecie chłopaków i mężczyzn pełnym sprośnych kawałów, żartów oraz gestów kierowanych do kobiet, w których zwykli się afiszować własną męskością. Co dla nich jest normalne mnie zazwyczaj brzydzi, wywołuje niesmak, jest nie do zaakceptowania.

Miłość - czy istnieje miłość bez bólu miedzy dwoma osobami, której nic nie mąci? Nie dane mi było zaznać takiego uczucia. Dla mnie miłość to grad stalowych odłamków, nieustannie raniących moją duszę. Dawno temu, kiedy chodziłem do szkoły średniej mój kolega zakochał się w pewnej dziewczynie. Ona go unikała, nie kochała wcale, on z miłości niemal oszalał. Przyrzekłem sobie, że mnie taki los nie spotka. Otoczyłem się grubym pancerzem, który miał nie chronić przed losem jaki spotkał kumpla. Efekt to był taki, że przez dziewczyny z mojej klasy i grupy uważany byłem za przystojniaka wyjątkowo odpornego na ich zakusy oraz intrygi mające mnie złowić. Mój niewidzialny pancerz chronił mnie skutecznie do czasu, gdy na czwartym roku studiów spotkałem osobę, która jak żadna inna odcisnęła piętno na moim życiu. Wtedy to trafiłem do nowej grupy obejmującej najlepszych studentów z dwóch wydziałów. Jedna z dziewczyn od samego początku zwróciła na siebie moja uwagę. Szybko zainteresowanie nią zamieniło się w miłość jednostronną i nieodwzajemnioną. To ciekawe, że ludzie wyobrażają Amora jako chłopca, co ludzi razi za pomocą łuku oraz strzały, lecz on potrafi strzelać również z działa a. pociski jego przebijają każdy pancerz o ile pod nim ukryty jest człowiek. Nie wiedziałem o tym! Na początku wszystko pod kontrolą; lekka fascynacja, pancerz spisywał się dobrze. Ale wszystko do czasu bo niepomny niebezpieczeństwa i ufny w wytrzymałoś pancernej skorupy, dryfowałem prosto w kłopotów objęcia. Klęską się to dla mnie zakończyło ogromną, gdyż uczucie szalone przełamało mą wątłą osłonę. Ona była mi tak bliska a ja jej tak daleki ona mnie nie kochała ja kochałem szalenie miłością krystaliczna miłością duchowa i czystą pozbawiona całkowicie fizycznego pożądania. Ona była jak słonce, co oświetlało ma dusze, rozkwitałem, żyłem od poniedziałku do piątku, od pierwszych zajęć do zajęć ostatnich, od cześć na powitanie do na razie na pożegnanie. Jej widok, uśmiech sprawiał, że ponury listopadowy ranek w środek pogodnego lata się zmieniał. Nie spotykaliśmy się poza zajęciami, lecz to mi nie przeszkadzało a w czasie zajęć siedziałem z tyłu nie spuszczałem z niej oka.. Idąc na uczelnie nuciłem pod nosem "dziś ja zobaczę", to były najpiękniejsze dni w moim życiu. Uzależniłem się od niej i od jej widoku od jej głosu i najpiękniejszych oczu. Rozmowa z nią była rozkoszą i torturą zarazem, dla mnie osoba bardzo nieśmiałej. Plotłem różne głupoty, kalecząc nieznaną mi sztukę konwersacji jak ślepy, co wciąż się potyka na dziurach w chodniku. Ukrywałem me uczucie pod koleżeńskim płaszczem. Kiepski to był kamuflaż gdyż wszystko było widoczne tak jak na dłoni. Nigdy jej nie powiedziałem jak bardzo ją kocham, przy mojej nieśmiałości było to całkowicie nierealne. Zresztą chyba niewiele by to zmieniło bo ona domyślała się wszystkiego bez słów. Balem się odrzucenia, że mnie odtrąci, zostawi, że będę sam. Z czasem z radością potworny strach się zmieszał, że kończą się studia że jej mi zabraknie. Studia się skończyły więc jak palec zostałem, sam w świecie nieprzyjaznym, mrocznym i pustym. Rozrywany byłem (i wciąż często jestem) przez uczucia: smutku, strachu, wściekłości, nadziei, współczucia, tęsknoty oraz, krótkie epizody szczęścia, gdy ją odwiedzam w jej rodzinnych stronach. Ona nie wróci to jest raczej pewne, lecz ja się od niej uwolnić nie mogę.

Chciałbym znaleźć słońce, takie co ponownie rozświetli ma duszę, ale czy zdążę je zobaczyć zanim zniknie gdzieś w oddali a ono mnie pokochać tak jak ja pragnąłbym je? Czy nie zrazi się pancerną moja powierzchownością? Czy będzie na tyle śmiałe by mnie zdobyć, ale i delikatne, aby mnie nie spłoszyć? Czy zaakceptuje mą niedoskonałość? Czy zostanie ze mną na długo? Dużo jest pytań, odpowiedzi nie znam a czas płynie coraz szybciej.

Czytelniku, aby cię na śmierć nie zanudzić, kończę moją znacznie za długą pisaninę. Bywaj zdrów.

Darek

opublikowano 15 lutego 2006