Zapadam się
Mrok za dnia mnie mdli
Kołyszę się
W rytm niespełnionych dni
Dodaję uczucia do myśli
Sumuję wynik z rozsądkiem
Zrównuję wszystko z duchem
Dalej nie rozumiem
Złośliwy wiatr uciął gałązkę róży
Wpiął cierniami we włosy królowej piękności
Z poczuciem bólu co noc się budzi
Z powrotem zasypia myśląc: taki los boskości...
'Przebudzenie'
Inaczej niż sobie wyobrażałam
Na własne życzenie oto
Stoję w środku matni niczym skała
Nerwowymi dłońmi ocieram z maski-twarzy błoto
Próbuję zgadnąć
Jak długo trwał mój sen?
'MY'
Dawna fascynacja
Ulatująca przez szpary w szybach
Obiecane złote góry
Rozsypujące się dziś
W szary pył
Zimne reakcje zimnych ciał
Na mechaniczny dotyk rąk
I cisza
Cisza przy tobie
- bezwiednie starasz się jeszcze
Prowadzić ze mną
Bezszelestną grę
Cisza przy mnie
-wiedz-
Z odrzuconym nie można
Bawić się
'W ciszy'
przy świetle zapadniętego knota
wśród dźwięków bezgłośnej ciszy
szarpie resztkami godności
wyrzut
ostatni głos sumienia
rozrywa sukienkę
dziko wgryza się w
miękkie piersi
a ona z przyzwoleniem
szarpana
krzyczy bezgłośnie
nie z rozkoszy -
to tylko cichy głos sumienia
'odwiedziny'
wyproporcjonowane poczucie humoru
nikomu nie szkodzi
bardziej cięty język sąsiadki która
dla rozrywki w cudze życie wchodzi
'bliźniemu swemu'
właśnie usiadły na parapecie okna
obrazki jak żywe
za szybą
bił ją mocno
na samym środku świata
nikt się nie odezwał
nie podszedł
sprzedał mu działkę
dwie
dziecku...
nikogo nie było
kto by podszedł
ten mały
leży tam od paru godzin
chyba przedobrzył
odwracam głowę od okna
ciężko wzdycham
odchodzę w głąb mieszkania
wegetuję
być i odejść
trwać i niezapomnieć
oswajać i kochać
jakie to proste...
zobaczysz kiedyś małe dłonie
chwytające za brzytwę
piasek przesypywany przez sito
wodę laną w tkany worek
zapytasz się nieraz o sens
i
powrócisz tu
do krainy przewidywalności
oazy spokoju
rutyny codzienności