Wiek: 19 Dołączył: 23 Sty 2007 Posty: 198 Skąd: Kraków
Wysłany: 25 Luty 2007, 09:14
Miałem takie wrażenie ze 2 lata temu, ale udało mi się to zmienić. Uwierzyłem w siebie no jakoś idzie. Miłości nie szukam na siłę ale jednak nie zostawiam tego samemu sobie
Oczko, próbowałaś czynnie poszukać sobie chłopaka? Może pasywne poszukiwanie miłość jest po prostu nieskuteczne i tyle. Czasami przychodzi taki czas, że trzeba wziąć los w swoje ręce...
_________________ And kingoms rise and kingdoms fall but you go on and on...
Oczko
Dołączyła: 12 Sty 2007 Posty: 51 Skąd: z nikąd
Wysłany: 25 Luty 2007, 19:11
Nie mówiłam konkretnie o chłopakach, chodziło mi o to, że trochę się już widziało i trochę przeżyło i kiedy nie równoważy tego nic pozytywnego człowiek czuje się czasem wypalony, dlatego ciężko wziąć się w garść i iść do przodu z entuzjazmem. Co do aktywnego poszukiwania...nie do końca wiem co masz na myśli, ale już samo słowo poszukiwania kojarzy mi się źle, bo nie lubię robić niczego na siłę. Jedynie co związane z aktywnością w tych sprawach, to fakt, że dwa razy okazałam swoje zainteresowanie, na tyle, na ile zdołałam się przełamać, ale nic dobrego z tego nie wynikło, więc nie wiem, czy następnym razem będę w stanie zrobić chociaż tyle...
_________________ "Smutek potrafi zatroszczyć się sam o siebie, lecz by naprawdę się cieszyć, trzeba mieć kogoś, z kim się można podzielić radością".
Wiek: 19 Dołączył: 23 Sty 2007 Posty: 198 Skąd: Kraków
Wysłany: 25 Luty 2007, 20:43
Masz na myśli to, że nie masz żadnych miłych wspomnień? To jest niemożliwe, nawet dla nas Nie wiem ile masz lat, ale ja mam 18 już i nie żałuję tego co robiłem przez ten czas. Z praktycznie wszystkich wyborów które dokonałem w życiu jestem zadowolony, większość z tego co chciałem zrealizować została zrealizowana. Może przez to że stawiam sobie duże wymagania. (eh ta ambicja)
Ale może właśnie o to chodzi. Stawiasz sobie zbyt duże cele do zrealizowania, i gdy się to nie udaje masz poczucie klęski, niesłuszne zresztą. To może sprawiać wrażenie że się marnuje życie. Bo gdy wyliczasz sobie to wszystko co się "nie udało" zapominasz o tym co poszło dobrze. Jak masz przez to doła to uśmiechnij się, pomyśl że to wszystko jest a tobą, a przed tobą całe życie
_________________ And kingoms rise and kingdoms fall but you go on and on...
Oczko
Dołączyła: 12 Sty 2007 Posty: 51 Skąd: z nikąd
Wysłany: 26 Luty 2007, 13:38
Jestem niewiele starsza od Ciebie, ale czasem czuję się już stara i przytłoczona życiem, bez perspektyw. Nie jest jeszcze tak źle, dobre wspomnienia oczywiście są, poza tym wiem, że niektórym wiedzie się gorzej i na ogół potrafię docenić to, co mam (ostatnio po prostu złapał mnie spory dół, stąd skupianie się przede wszystkim na negatywach i smęcenie). Poważnych decyzji raczej nie żałuję, choć jak do tej pory nie było ich wiele. Żałuję jedynie tego, czego nie udało mi się zrobić i jestem wściekła na siebie, że nie mogę sobie zaufać, wciąż sobie coś obiecuję, ale większości obietnic nie dotrzymuję, bo strach powstrzymuje mnie przed działaniami i zazwyczaj nie wychodzi jak zaplanowałam. Co do wymagań, niektórzy twierdzą, że za dużo od siebie wymagam, ale w ogóle się z tym nie zgadzam, trzeba przecież mierzyć wyżej, a w porównywaniu się z lepszymi też chyba nie ma niczego złego ( o ile nie uważa się, że wszyscy wokoło są od nas lepsi ) generalnie jednak nie pragnę niczego nadzwyczajnego, przynajmniej tak mi się wydaje, chciałabym po prostu żyć tak zwyczajnie, spokojnie, bez ciągłych zahamowań, narzucanych sobie ograniczeń, obaw i nieustannego lęku, czy to tak wiele...
_________________ "Smutek potrafi zatroszczyć się sam o siebie, lecz by naprawdę się cieszyć, trzeba mieć kogoś, z kim się można podzielić radością".
Wiek: 19 Dołączył: 23 Sty 2007 Posty: 198 Skąd: Kraków
Wysłany: 27 Luty 2007, 14:43
Masz swoje marzenia jak każdy. Myślę że twój problem tak czy inaczej sprowadza się do drugiej połówki w której byś mogła znaleźć oparcie, pociechę no i po prostu wypłakać wszystko co Ci na sercu leży. Skoro jesteś niewiele starsza niż ja to albo zdajesz w tym roku maturę (ja zdaję ) albo jesteś już na studiach. W obu przypadkach masz pole do popisu bo nie wierzę że nie ma w twoim otoczeniu jakiegoś gościa który by Ci się podobał
_________________ And kingoms rise and kingdoms fall but you go on and on...
Mam 20lat i nie mam wrazenia, ze zycie mi ucieka. Nie mam wrazenia bo przestalem gonic za marzeniami. Zyje tym co mam i nie jest mi z tym zle. Nie potrzebuje milosci, zyciowych przygod, nie mam potrzeby wynalezienia czegos odkrywczego, zostania prezydentem itd., itp. Wielu mowi mi, ze nie mozna nie marzyc i nie wierza mi, gdy mowie im ze marzen nie posiadam. Brak marzen wada? Bzdura, dzieki temu nie czuje sie niespelniony, nie mam 'swojego swiata'.
Jak zyje? Jestem studentem, codziennie na zajecia, po nich spotkanie z jakims znajomymi, a jest ich tam mniej niz 5ciu i zadnego nie nazwalbym przyjacielem, od czasu do czasu zdarzy sie jakas imprezka w wiekszym gronie, srednio dwa razy w tyg. w mniejszym i jakos tak czas leci. Przestalem siedziec i zastanawiac sie czemu zycie 'podarowalo' mi niesmialosc, czemu nie mam tego i tamtego i wszystko stalo sie prostrze.
Wiek: 19 Dołączył: 23 Sty 2007 Posty: 198 Skąd: Kraków
Wysłany: 28 Luty 2007, 13:27
Nie masz marzeń? Jeśli tak to nie masz też do czego dążyć, czyli nie masz celu. Jaki w takim razie ma sens życie, albo raczej "bezcelowa egzystencja". Może tobie jest tak wygodnie i potrafisz tak żyć, bo ja nie. Potrzebuję się realizować w jakiś sposób, pokazać swoją wartość. Można to nazwać po prostu ambicją, ale ja czuję taką potrzebę i tyle. Miłości też potrzebuję więc jej szukam, bardzo ostrożnie co prawda, ale jednak.
_________________ And kingoms rise and kingdoms fall but you go on and on...
Jeśli tak to nie masz też do czego dążyć, czyli nie masz celu. Jaki w takim razie ma sens życie, albo raczej "bezcelowa egzystencja".
A jeśli ten "cel" Ciebie przerasta i jego niezaspokojenie jest tylko źródłem nieustannego dysonansu, to życie ma wtedy sens? A może sens życia polega na tym, żeby o nim tak naprawdę zapomnieć, i pamiętać tylko o "tu" i "teraz", tak jak robi kolega? Chociaż skoro wyścig szczurów jest tak ważny... to niech szuczry mówią.
Wiek: 19 Dołączył: 23 Sty 2007 Posty: 198 Skąd: Kraków
Wysłany: 28 Luty 2007, 21:55
Tak mi się w tej chwili przypomniały rekolekcje dzisiejsze, które prowadził dominikanin z Warszawy. Ten cel może być poza naszym zasięgiem, ale gdy my zrobimy pierwszy mały kroczek, Bóg pomoże. To jest jak "wypłynięcie na głębię". Albo np. mogę tu przywołać sytuację z kany galilejskiej. Jezus nie powiedział "zamieńcie wodę w wino" tylko przynieście wodę. Ludzie mieli zrobić to co dla niech osiągalne, a cudami zajmie się Bóg. Wystarczy trochę wiary i poświęcenia, a odkryjesz że tak naprawdę cel który wydaje się być daleko dla człowieka, jest w zasięgu ręki gdy ma się drobną pomoc z "góry"
_________________ And kingoms rise and kingdoms fall but you go on and on...
Tak mi się w tej chwili przypomniały rekolekcje dzisiejsze, które prowadził dominikanin z Warszawy. Ten cel może być poza naszym zasięgiem, ale gdy my zrobimy pierwszy mały kroczek, Bóg pomoże. To jest jak "wypłynięcie na głębię". Albo np. mogę tu przywołać sytuację z kany galilejskiej. Jezus nie powiedział "zamieńcie wodę w wino" tylko przynieście wodę. Ludzie mieli zrobić to co dla niech osiągalne, a cudami zajmie się Bóg. Wystarczy trochę wiary i poświęcenia, a odkryjesz że tak naprawdę cel który wydaje się być daleko dla człowieka, jest w zasięgu ręki gdy ma się drobną pomoc z "góry"
Tak mi się w tej chwili przypomniały rekolekcje dzisiejsze, które prowadził dominikanin z Warszawy. Ten cel może być poza naszym zasięgiem, ale gdy my zrobimy pierwszy mały kroczek, Bóg pomoże. To jest jak "wypłynięcie na głębię". Albo np. mogę tu przywołać sytuację z kany galilejskiej. Jezus nie powiedział "zamieńcie wodę w wino" tylko przynieście wodę. Ludzie mieli zrobić to co dla niech osiągalne, a cudami zajmie się Bóg. Wystarczy trochę wiary i poświęcenia, a odkryjesz że tak naprawdę cel który wydaje się być daleko dla człowieka, jest w zasięgu ręki gdy ma się drobną pomoc z "góry"
Albo z dolu bo krasnoludki chyba w niebie nie mieszkaja Poza tym cel to nie marzenie. Przy celu stawiasz sobie jasno okreslone plany, realizujesz je krok po kroku, a potem spijasz smietanke sukcesu. Przyklad marzenia: chce byc smialy, oh jak fajnie byloby podchodzic do kazdej laski, mala gadka i juz jest moja, mam mnostwo znajomych, gdzie sie nie pojawie tam "siema źą"... budzisz sie nastepnego dnia... i nic sie nie zmienia. To sa wlasnie dla mnie marzenia, ktore do nikad nie prowadza.
Nie chialbym tu ciagnac watku boga bo sie off top zrobi, ale prosze cie Aquarius nie wyskakuj mi tu z nim. Nie jestem wierzacy, bo nie moge zaufac czemus co bylo zmieniane przez 2000 tys. lat pod "widzi mi sie" papiezy i biskupow, czyli zwyklych ludzi. Dla mnie to nie bog stworzyl czlowieka, a czlowiek boga tylko dlatego, ze musial czuc potrzeba bycia czyims niewolnikiem, bycia tym gorszym. Tak samo jest z kwestia szczescia, pecha - sami na to wplywamy (nie uczac sie na egzamin - mialem pecha, sciagajac - mialem farta, przegrywajac w totka - pech, przeciez nie musimy grac). Ja wierze w to co widze, a widze siebie i swoje mozliwosci i tylko na nich polegam, a nie ufam jakims bozkom i ich czarom.
Wiek: 19 Dołączył: 23 Sty 2007 Posty: 198 Skąd: Kraków
Wysłany: 1 Marzec 2007, 12:07
Cytat:
Przyklad marzenia: chce byc smialy, oh jak fajnie byloby podchodzic do kazdej laski, mala gadka i juz jest moja, mam mnostwo znajomych, gdzie sie nie pojawie tam "siema źą"... budzisz sie nastepnego dnia... i nic sie nie zmienia.
Twój problem to chyba to, że chcesz być kimś innym niż jesteś. Chęć bycia kimś innym to zniszczenie osoby którą jesteś.
Cytat:
Ja wierze w to co widze, a widze siebie i swoje mozliwosci i tylko na nich polegam, a nie ufam jakims bozkom i ich czarom.
Może to jest właśnie twój problem Ja osobiście powiem że nie rozumiem ateistów. Jak można nie wierzyć w Boga skoro uczynił tyle cudów. Jednym z nich była osoba naszych czasów czyli JP2 [*]. Zwykły człowiek nie mógłby tyle dokonać bez pomocy jakiejś siły wyższej, czyli Boga.
_________________ And kingoms rise and kingdoms fall but you go on and on...
Twój problem to chyba to, że chcesz być kimś innym niż jesteś. Chęć bycia kimś innym to zniszczenie osoby którą jesteś.
Problem to raczej ty masz, ale z czytaniem ze zrozumieniem.
Po pierwsze ja takie marzenia juz dawno odrzucilem (jak napisalem wczesniej) i dlatego nie mam wrazenia niespelnienia.
Po drugie kazdy, kto probuje wyjsc z niesmialosci dazy do powaznej zmiany siebie.
Cytat:
Może to jest właśnie twój problem
Jedynym moim problemem dzis jest brak kasy.
Cytat:
Zwykły człowiek nie mógłby tyle dokonać bez pomocy jakiejś siły wyższej, czyli Boga.
I znow ta chec ponizenia sie... z tym daleko nie zajdziesz "biedaku"...
Przyklad marzenia: chce byc smialy, oh jak fajnie byloby podchodzic do kazdej laski, mala gadka i juz jest moja, mam mnostwo znajomych, gdzie sie nie pojawie tam "siema źą"... To sa wlasnie dla mnie marzenia
Wiesz, jak przeczytałam Twojego pierwszego posta zrobiło mi się straszliwie smutno, był taki zimny, taki tragiczny. Teraz mam skrytą nadzieję, że kiedyś je zrewidujesz, bo nie chciałabym być na mijescu tych "lasek"
Cytat:
Nie chialbym tu ciagnac watku boga bo sie off top zrobi, ale prosze cie Aquarius nie wyskakuj mi tu z nim.
To ja wyskoczę
Cytat:
Nie jestem wierzacy, bo nie moge zaufac czemus co bylo zmieniane przez 2000 tys. lat pod "widzi mi sie" papiezy i biskupow, czyli zwyklych ludzi.
Chyba coś przegapiłam, od kiedy to władze kościelne są na tyle wszechmocne, by przez widzimi się zmieniać samego Stwórcę?
Cytat:
Dla mnie to nie bog stworzyl czlowieka, a czlowiek boga tylko dlatego, ze musial czuc potrzeba bycia czyims niewolnikiem, bycia tym gorszym.
Jeden... Człowiek jest niewolnikiem własnych fobii, lęków i bywa, że własnego siebie, gdy w Jego życiu jest dużo brudu, z którym sobie nie radzi. A Bóg pozwala go od tego uwolnić, jeśli da się mu małą szansę. Daje nadzieję, wiarę, a także i uleczenie. Aquarius być może wie coś, bo czegoś w swoim życiu doświadcza, Ty nie doświadczyłeś- więc czy możesz wiedzieć? Rozumiem Cię, kiedy trudno jest ufac samemu sobie i innym, trudno również zaufać Komuś, kto wydaje Ci się być jakąs fantastyczną ideą. A wydaje się nią nie dlatego, że jest nią w istocie, lecz dlatego że boisz się mechanizmu- zaufanie= rozczarowanie.
Pozdrawiam:)
Teraz mam skrytą nadzieję, że kiedyś je zrewidujesz, bo nie chciałabym być na mijescu tych "lasek"
Ehhh to byl przyklad marzenia teoretycznego, a nie mojego... Podalem przyklad, aby Aquarius nie mylil wiecej celu z marzeniem.
Cytat:
Chyba coś przegapiłam, od kiedy to władze kościelne są na tyle wszechmocne, by przez widzimi się zmieniać samego Stwórcę?
Ile istnieje ewangelii? A ile mamy w pismie swietym? To nie bog dokonal wyboru co ma sie znalezc w biblii tylko garstka ludzi i to juz wystarczy, aby zmienic obraz rzeczy. Owszem samego stworcy jak go nazywasz moze i nie da sie zmienic, ale to jakie zasady wprowadzil owszem, przez ciemnoste ludzi z wczesniejszych epok.
Cytat:
dlatego że boisz się mechanizmu- zaufanie= rozczarowanie.
Pewnie tak, dlatego nie moge ufac w to co glosi wasze religia.
Cytat:
Jeden... Człowiek jest niewolnikiem własnych fobii, lęków i bywa, że własnego siebie, gdy w Jego życiu jest dużo brudu, z którym sobie nie radzi. A Bóg pozwala go od tego uwolnić, jeśli da się mu małą szansę. Daje nadzieję, wiarę, a także i uleczenie.
Ja wiem, ze ludzie potrzebuja w cos wierzyc, w razie niepowodzenia zrzucic na cos wine, musza miec nadzieje, ze po swoim spapranym zyciu trafia, gdzies gdzie beda szczesliwi nie muszac pracowac nad soba itd. itp.
Wiek: 25 Dołączył: 12 Lis 2005 Posty: 763 Skąd: Warszawa
Wysłany: 1 Marzec 2007, 22:05
Aquarius napisał/a:
Ja osobiście powiem że nie rozumiem ateistów. Jak można nie wierzyć w Boga skoro uczynił tyle cudów.
No to ja powiem, że nie rozumiem katolików. Skąd wiesz, że Bóg uczynił jakiekolwiek cuda? Jeślibyś nawet jakieś widział, to twoja wiedza (w najbardziej optymistycznym ujęciu) i tak kończy się na tym, że one się zdarzyły. Dalej może być już tylko wiara, spekulacje.
I jeszcze napisał/a:
Jednym z nich była osoba naszych czasów czyli JP2. [*] Zwykły człowiek nie mógłby tyle dokonać bez pomocy jakiejś siły wyższej, czyli Boga.
Cóż, ja nie pojmuję, jak to możliwe, że Adolf Hitler uśmiercił 60 mln ludzi. Chyba nikt nie przebije dokonań tego człowieka. To też był cud, jakich mało, tyle że negatywny. Jaka siła wyższa za nim stała?
Oczywiście nie wątpię, że za pomocą idei religijnych da się wyjaśnić wszystko, co nas spotyka. Temu zresztą one służą. Ale to jakoś niespecjalnie zachęca do ich przyjęcia -- raczej odbiera religii jakąkolwiek siłę przekonywania.
ShySe
_________________ Nowe przypadki w polskiej gramatyce:
Pomównik: o kim? co?
Szantażnik: kogo? czym?
Wpierdolnik: komu? za co?
Oj, niestety życie przecieka mi przez palce i to nieubłaganie. Mam 22 lata i nigdy nikogo nie miałem i nie mam przyjaciół.
No ale trzeba się jakoś wziąć w garść i coś z tym zrobić.
Ja osobiście powiem że nie rozumiem ateistów. Jak można nie wierzyć w Boga skoro uczynił tyle cudów.
No to ja powiem, że nie rozumiem katolików. Skąd wiesz, że Bóg uczynił jakiekolwiek cuda? Jeślibyś nawet jakieś widział, to twoja wiedza (w najbardziej optymistycznym ujęciu) i tak kończy się na tym, że one się zdarzyły. Dalej może być już tylko wiara, spekulacje.
I jeszcze napisał/a:
Jednym z nich była osoba naszych czasów czyli JP2. [*] Zwykły człowiek nie mógłby tyle dokonać bez pomocy jakiejś siły wyższej, czyli Boga.
Cóż, ja nie pojmuję, jak to możliwe, że Adolf Hitler uśmiercił 60 mln ludzi. Chyba nikt nie przebije dokonań tego człowieka. To też był cud, jakich mało, tyle że negatywny. Jaka siła wyższa za nim stała?
Oczywiście nie wątpię, że za pomocą idei religijnych da się wyjaśnić wszystko, co nas spotyka. Temu zresztą one służą. Ale to jakoś niespecjalnie zachęca do ich przyjęcia -- raczej odbiera religii jakąkolwiek siłę przekonywania.
ShySe
jak juz mamy off topicki to całkiem nie na temat, ale mnie to niestety bardzo razi(np: przez słynne koszulki CCCP i mode na Guevarre) dodam od siebie ze jest osoba która znacznie go przebiła... Tylko ze jakoś to jest częśto pomijane... Józef Stalin. Nie da się dokońca zbadać ile osób zgineło ale mówiąć ok 100 mln to nie będzie kłamstwo.
ps. I już koniec off topiców
Siemowit
Dołączył: 05 Mar 2007 Posty: 212 Skąd: ....
Wysłany: 5 Marzec 2007, 18:59
Ja mam cel w życiu i wiele marzeń. I powiem wam szczerze że tylko dzięki nim jeszcze żyję!
Człowiek bez marzeń jest skazany na porażkę. Co z tego, że nie wszystko da się zrealizować w 100%?! Jednak jak uwierzycie w siebie to wszystko można i sam powolutku się o tym przekonuję z dnia na dzień. Wszystko "leży" w naszej głowie, to my decydujemy(oprócz choroby i wypadków) o swoim losie. Nie wierzę w brednie typu brak szczęścia. Tak się mówi, aby usprawiedliwić smego siebie!
Jeżeli nie masz celu w życiu to pytanie po co żyć? Zwierzęta nie mają celu w życiu(żadna aluzja) a jedyne co robią to przetrwanie! Jedzenie, picie, zdobywanie pokarmu, rozmnażanie się. Ponieważ jesteśmy obdarzeni świadomością trudno jest nie wierzyć w nic!
I pewnie myślicie, że jestem jakimś katolickim dewotom. I tu was zaskoczę bo jestem ateistą.
A ateistą stałem się wtedy jak popracowałem trochę jako wolontariusz w hospicjum. I wiem jedno na boga nie ma co liczyć, trzeba liczyć tylko na siebie i brać z życia ile się da bo nigdy się nie powtórzy. A żyć ze świadomością, że coś jest po drugiej stronie powoduje że nie doceniamy naszego bytu, więc lekceważymy nasze życie, często "wegetująć".
_________________ "Wolność kocham i rozumiem, wolności oddać nie umiem!!!"
Ja z pozycji ateisty zacząłem kapłaństwo - i naprawdę nie narzekam. W sumie jedynie kościół tylko mnie zaakceptował jako osobę. Nadałem swojemu życiu jakiś cel, postaram się odnaleźć pomoc wpierw sobie abym mógł zanieść ją innym.
Ani za jednym ani za drugim, żadna siła wyższa stać nie musiała. Hitler miał za sobą partię nazistowską, a JP II wiernych i struktury Kościoła Katolickiego.
Chociaż nie wiem czy w ogóle można porównywać wpływ na świat tych dwóch osób i to wcale nie tylko z powodu niestosowności tego porównania, ale też dlatego, że Hitlerowi z całą pewnością da się przypisać odpowiedzialność za zbrodnie, natomiast wpływ JP II na jak domniemywam naprawę tego świata, nie jest dla wszystkich ludzi na świecie taki oczywisty. Z góry uprzedzam ewentualne odpowiedzi, że ja osobiście pomimo bycia ateistą dostrzegam ten pozytywny wpływ, ale na pewno nie rozpatruje go w kategoriach cudu.
Sama partia nazistowska, pomimo jej zdyscyplinowania i oddania fuhrerowi nie wystarczyła, ba nawet nie wystarczyłoby poparcie społeczeństwa, gdyby nie pomoc udzielona nazistom przez wąskie elity polityczno-gospodarcze Niemiec. Ci bali się ekspansji komunizmu, i w osobie Hitlera upatrywali kogoś kto zrobi z nim porządek, a przy okazji zapewni im zyski, podbijając inne kraje. Ludobójstwo służyło tutaj raczej jako środek konieczny, eliminacji środowisk oporu, nie wynikający tylko z okrucieństwa i żądzy zabijania, lecz po to aby Niemcy mogli łatwiej zdominować liczne ludy podbite i łatwiej skolonizować opanowane obszary.
Jeśli chodzi o cudy to pełno było takich, które nie powinny mieć miejsca, np. bitwa pod Termopilami, czy Salaminą, albo bitwa o Anglie, czy bitwa o Midway, czy też polski cud nad Wisłą w 1920 roku. Dlaczego Grecja nie zostala podbita przez Persje, skoro Ci dysponowali wielką potęgą, albo, dlaczego niemiecka Luftwaffe przegrała, skoro miała taką przewagę? Zgodnie z logiką Wielka Brytania powinna być pod panowaniem Niemiec. Ano cud sprawil, ze Goering okazal sie lizusem Hitlera, skupil sie na bombardowaniach Londynu, nie lotnisk. Wogóle dla mnie cudem jest, to że III Rzesza nie zwyciężyła, a przynajmniej nie utrzymała się długo w Europie. Niemcy u szczytu swojej potęgi panowali nad prawie całą Europę i mieli na kolanach ZSRR. Gdyby nie zima, i pomoc sojuszników, Niemcy utrzymaliby się w pozycji mocarstwa militarnego przynajmniej o kilka lat dłużej, niż do 1945 roku, a wówczas nie byłoby 60 mln, a np. 120 mln ofiar. Mielibyśmy Tysiącletnią Rzeszę.
Co do Jana Pawła II i Hitlera, u obydwu można spotkać te same grono fanatycznych zwolenników, które ich otaczało. Łączy ich to, że stali się oni swoistymi idolami, nie tyle ze względu, na treści ich wypowiedzi, lecz to co sobą prezentowali, swoim charakterem i charyzmą. U Hitlera, mamy "Sieg Heil", "Heil Hitler" i tłumy wraz z tysiącem sztandarów ze swastykami, u Jana Pawła II zauważyłem tłumy ludzi krzyczących "Ojcze Swiety", "Niech Zyje Papież" i machającymi flagami Watykanu. O ile fuhrer był odurzony czcią swych zwolenników, których naprawdę gardził (był mizantropem), znamienne, że w bunkrze olał Niemców gdy Ci przegrali, natomiast Jan Paweł II poskramiał ich hipokryzję, twierdził że ważniejsze są wartości, które przekazuje, niż on sam. Trywialny przykład? Myślę, że na to trzeba zwrócić uwagę. Takie formy pokazują że jak świat, światem, ludzie znajdują swoich idolów, autorytetów i służalczo im się podporządkowują, a tym samym poniżają siebie. To tak na marginesie, ale wpływ tych dwóch postaci jest niebagatelny, nie chcę się już dalej rozpisywać jednak sądzę, że ludzie bardziej pamiętają zło Hitlera, aniżeli dokonania dobra, ucieleśnionego w osobie Jana Pawła II.
To tyle i przepraszam za offtop.
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach