Wiek: 20 Dołączył: 17 Sty 2008 Posty: 566 Skąd: Warszawa
Wysłany: 26 Marzec 2008, 20:28 Takie "krótkie" pytanie...
Mam pytanie które mnie ostatnio nurtuje troszkę. Mianowicie: czy jeśli zaistniały w mojej przeszłości przykre wydarzenia albo ciąg wydarzeń, których się bardzo wstydzę, ale uważam że mogły mieć związek z zaostrzeniem bądź powstaniem fobii, to czy opowiedzieć o nich psychologowi? Kiedyś się mnie pytali czy jakieś konkretne wydarzenie było ale ciężko o tym mówić więc nie mówiłem, teraz się zastanawiam czy może powiedzieć ale nie wiem w czym miałoby mi to pomóc. Proszę o odpowiedź
_________________ "Co mnie nie zabije to mnie wzmocni"... lub pozostawi trwałe uszkodzenie psychiczne lub fizyczne dzięki ,któremu dalsze życie będzie tylko udręką.
Powiedzieć koniecznie. Jak chodzi o przykre wydarzenia w mojej przyszłości to mam podobnie do Ciebie. One zaistniały i mówię o tym psychologowi. Właśnie ważna jest szczerość do bólu. Mówiąc o przykrych wydarzeniach możesz je przeżyć na nowo i zrozumieć. Przy okazji mogą się ujawnić jakieś emocje. U mnie tak jest. Jestem właśnie w trakcie przeżywania na nowo ciężkich wydarzeń.
Paluszek
Wiek: 23 Dołączyła: 11 Sie 2007 Posty: 338 Skąd: Warszawa
Wysłany: 26 Marzec 2008, 21:32
Ja też uważam, że trzeba wszystko powiedzieć psychologowi. On jest po to, by Ci pomóc pokonać problemy, a ta pomoc będzie skuteczniejsza, jeśli będzie mieć jak najwięcej informacji. Dla Ciebie też w rezultacie okaże się to zbawienne, kiedy przełamiesz się i opowiesz o tych przykrych wydarzeniach z przeszłości. Pamiętaj: psycholog jest od tego, by Ci skutecznie pomóc, a nie od tego, by Cię w jakikolwiek sposób oceniać czy osądzać.
A według mnie psycholodzy są beznadziejni i nie warto na nich tracić pieniądze. W każdym razie lepiej mówić, w końcu nie masz nic do stracenia, samo wygadanie się może coś pomóc.
Mnie psychoterapia i psychoterapeuta pomaga. Dopiero teraz odkrywam jakich mechanizmów nauczyłem się przez lata nieśmiałości. Chyba mam coś takiego a przynajmniej zaważyłem, że jak postawię sobie szczytny cel, czyli podniosę wysoko poprzeczkę (na przykład, że muszę dobrze wypaść) wtedy się bardziej stresuje, a jak ta poprzeczka będzie niżej to wszystko lepiej mi wychodzi. Tak to sobie wyobrażam: Mam przed sobą schody, które prowadzą na jakiś szczyt na którym jest pokonanie nieśmiałości. Chodzi o to, że ja chcę te schody przeskoczyć wszystkie na raz, przełamać się za wszelka cenę. A tu dowiedziałem się na terapii, że to nie tak. Że powinienem powoli najpierw przyjrzeć się pierwszemu schodkowi, jak to jest go przejść, jak to jest z niego zejść na dół. Czyli generalnie chodzi o małe kroczki. Już to gdzieś zresztą czytałem tu na forum. Więc tak jak napisałem, dla mnie terapia jest czymś pozytywnym.
Wiek: 20 Dołączył: 17 Sty 2008 Posty: 566 Skąd: Warszawa
Wysłany: 27 Marzec 2008, 18:37
Dziękuję za wszystkie odpowiedzi Pozdrawiam
_________________ "Co mnie nie zabije to mnie wzmocni"... lub pozostawi trwałe uszkodzenie psychiczne lub fizyczne dzięki ,któremu dalsze życie będzie tylko udręką.
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach