arte

Moje the end

Powiedzieć: "Do widzenia Reniu." nadszedł czas,
Na wspólnych kartach życia już nie będzie nas.
Wczoraj Cię poznałem, a dziś już muszę iść,
Los mnie przegania, tak jak wiatr gdzieś goni liść.
Kazał mi walczyć, lecz już nie miałem siły,
Zamknął mnie samego we wnętrzu mogiły,
Zadrwił głupio ze mnie, wszystko mi odebrał,
W twarz sie zaśmiał: "Odejdź, przecież żeś już przegrał!"
Ma dłoń tak tańczy w rytm serca uderzeń
Z czarnym piórem to ostatnie tango zwierzeń.
I po cichu, jak zjawiłem się - odchodzę,
Umieram w cierpieniach i znowu się rodzę,
By znaleźć się w ramionach lęku, tak zimnych,
Bo nigdy nie znalazłem tych ciepłych - innych.
Dziś chciałbym potrafić zabić swoje serce,
By nie musieć czuć, kochać, tęsknić już więcej.
Me serce zaćmione nie widzi światła bram,
Znów muszę odejść, w tłumie ludzi zostać sam.
Pamiętam pierwszy wiersz dla Ciebie skreślony,
Nigdy nie wysłany i gdzieś wyrzucony.
Ze słów układałem dla Ciebie bukiety,
Wszystkie jednak zwiędły tak szybko niestety.
W Twoim towarzystwie rzadko przebywałem,
Bo Ciebie zanudzić wciąż sobą nie chciałem.
Łatwo mi było o Twój uśmiech się potknąć,
Spojrzenia się bałem tak jak ognia dotknąć,
Sam z własnego wnętrza byłem dezerterem,
Żyjącym na wygnaniu uciekinierem.
Nie chciałem przebywać w Twojej obecności,
By inni sprawili Ci więcej radości.
I zawsze dla siebie będę tylko śmieciem,
Los mi duszę rozdarł w strzępy na tym świecie.
Chora moja dusza, wciąż tęskni i szlocha,
Lęka się tym bardziej, im usilniej kocha.
W pajęczynie myśli miotam się i ginę,
Czerwienię się lub blednę, usta mam sine,
Wciąż się przesypuję - z pokoju w blady strach,
Jak po obrocie klepsydry sączy się piach.
Kruszę się w garść pyłu - z prochu odrobiny,
W naparstek popiołu - z nicości kruszyny.
Zawsze byłem nikim, nikim pozostanę,
Chyba że umrę i sam z martwych powstanę.
A gdy Ciebie ujrzę pewnie twarz odwrócę,
Byś mnie nie widziała szybko sie obrócę.
Ucieknę. Ty pomyślisz, że nie chcę Cię znać,
Ja tylko odejdę by nie musieć się...bać...
Dla Ciebie to jest śmieszne, dla mnie - tak straszne,
Dla Ciebie jest głupie, a dla mnie - tak ważne.
Dzisiaj żegnam Cię Aksamitna Brzoskwinko,
Dzisiaj żegnam Cię Cytrynkowa Blondynko.
Wśród czterech ścian zimnych po cichu zapłaczę,
Wyjadę i Ciebie więcej nie zobaczę,
A łzy popłyną i niczym ostrza szklane,
Zostawią dwie smugi, w sercu ciętą ranę.
Wiatr wspomnień mnie pocieszy - brat mojej duszy,
Przytuli mnie łagodnie i łzy wysuszy.
Dalej nie mogę pisać, bo łzy są tuż, tuż,
Więc żegnam Cię Renatko i odchodzę już.
Pogrzeb mnie głęboko w Twojej świadomości,
Przecież jestem trupem. Listy - moje kości.
Prośba ma na koniec - przeczytaj to i spal,
Niech ogień to strawi i zabierze gdzieś w dal,
Niech wiatr to rozszarpie, niech nic nie zostanie,
To mój list ostatni, smutny - pożegnanie.


lęk

przychodzi jak złodziej w nocy,
by ukraść mi wolność,
jak kat,
by wymierzyć mi chłostę potu.
a jest straszniejszy niż
noc
najciemniejsza.
ściga mnie jak zabójca,
bym był uciekinierem z własnego wnętrza.
jak pajęczy jad zatruwa me serce
i toczy me wnętrzności,
lecz umrzeć nie pozwala.
wilcze kły wbija w me ramiona
i pali ogniem, który nie płonie.
żarem żelazka przypieka policzki,
kluczem śmierci zamyka mnie
w trumnie uczuć
i w więzieniu emocji,
cieszy się mym smutkiem,
swe pragnienie gasi suszą,
a jego sytością -
- g ł ó d ! ! !


Po co mi...?

Po co mi dusza, która piękno widzi?
Po co mi dusza, która błota się nie brzydzi?
Po co mi dusza, która ludzi się lęka?
Po co mi dusza, która przed Bogiem nie klęka?

Po co mi usta? Skoro Go nie głoszą.
Po co mi nogi? Skoro Go nie noszą.
Po co mi serce? Skoro dla Niego nie bije.
Po co mi...życie? Skoro dla Niego nie żyję.


Dusze

Jak gwiazdy różnią się w jasności,
Tak dusze ludzkie różnią się w świętości.

Ta gwiazda, której światło ledwo dociera,
To dusza, która powoli umiera.

Od drugiej gwiazdy jasność wielka bije,
To dusza ludzka, która w Bogu żyje.

Trzecia później od innych się zapala,
Lecz ta dusza też Boga wychwala.

A księżyc który jasnością płonie,
To dusza która żyje w zakonie.


Nadzieja

Choćby niebo zmęczyło się błękitem,
Choćby słońce skłóciło się ze świtem,
Choćby nie chciała obracać się ziemia,
Ty nigdy nie gaś nadziei płomienia.

po cichu
Ciebie proszę -
- twój brat w Bogu


Miłość

Miłość to nie są wiersze nocami pisane,
Miłość to nie "Kocham Cię" na wiatr rzucane,
Miłość to nie są żadne kwiaty pachnące,
Miłość to nie spacery w noce gorące,
Miłość to nie pójście z Tobą do kina,
Miłość to nie kolacja przy dwóch lampkach wina,
Miłość to nie pocałunki na Twych ustach składane,

Miłość - To Twe dłonie w trudnościach podane.


Biczowanie

Jezu do naga rozebrany...
Tysiąckroć za nas chłostany...
Ćwieki Twe Ciało rozrywają...
Strzępy Skóry na ziemię padają...
A Ty Jezu ciche wydajesz jęki...
Katuszne przechodzisz męki ...
Osuwa się na ziemie Twe Ciało rozszarpane...
Święte Ciało za moje grzechy wydane...
Skóra Twa zewsząd rozcięta...
Ach cóż to za męka niepojęta...
Twe Ciało piecze jak ogniem opalane...
Całe we Krwi zalane...
Zmasakrowane Jezu Twoje Ciało całe...
Obdarte ze Skóry widać Kości białe...


TomsonTezet1983

opublikowano 7 lutego 2005