Ciemny całun otacza mnie
Zimny płaszcz przykrył deszcz
Mroczne niebo zakryło się
Pokryte jasnymi kolcami jak jeż
Zniszczy wszystko zginie
Nikt nie przetrwa każdy umrze
Zły Bóg przyniesie zimę
Zasypie zielone lasy w tundrze
Przeklęty czas nastanie
Przeklęci ludzie się narodzą
Nic już nam nie zostanie
Nic nam już nie da już nadchodzą
Przyniosą śmierć i chaos
Zniszczą nasz dom nasz naród
Z historii powtórzą Laos
Już nie potrzeba będzie walut
Ja tu
Ja tu siedzę a ona wysoko na niebie
Ja tu w niedoli a ona w dostatku toni
Co ja tu robię obijam się i w nosie dziobie
Ona na szczytach drogi rozjaśnia
Ona przyćmiewa światła miasta
Ja tu siedzę i po cichu bredzę
Pisze wiersz, co ma zwrotek sześć.
Kamień niemowa
Kamień niemowa to taka gra zabawkowa
Rzucony w obłęd wody milczy na dnie bez swobody
Kopany na ulicy milcząc znosi katusze na ratunek nie liczy
Rzucony w okno o świcie budzi sąsiada, co dobre ma życie
Na polu w kotlinie z swej twardości słynie
Milczy bez wyrazu martwy pusty bez obrazu
Rzucony w człowieka życie u odbiera sumienia nie czuje
Kamień niemowa zwalniam zaklepuje
Kolejny papieros
Palę
W tym zatrutym płomieniu gaszę swoje smutki w zapomnieniu
Ognisty żar pali me płuca demon śmierci płomienie w me serce rzuca
Palę
Iskry sypią się na me drżące ręce tak się spalam w nałogu udręce
W głąb mego ciała wdziera się dym kolejny raz oddaję się pokusą swym
Palę
Blady popiół znika w otchłani cienia kolejny raz kolejne cierpienia
W noc cichą gdzie nikogo nie ma w kolejnym nałogu szukam zapomnienia
Palę
Wyziewy smoliste wdycham z uwielbieniem kolejnego razu czekam z upragnieniem
Wdech za wdechem coraz szybciej z dnia na dzień coraz liczniej
Palę
I na kartce wypalam swe żale
Z peta powstałeś wiec wstań i się otrzep
Sięgnij po zapałkę wyjmij z pudełka fajkę
I kolejny raz się nią pokrzep
Nożyk
Mam nożyk, który robi klik
Niektórzy słyszą cyk
Mam nożyk złocisty srebrzysty
W pomarańczowej obudowie nożykiem ciii nikt się o tym nie dowie
Pociągnę szybciutko krew spłynie cichutko
Na czarna podłogę gdzieś daleko nikt się nie dowie
Mam nożyk..Malutki...Złociutki... Ostry dzięki niemu świat stanie się radosny
Noc księżyca
W noc księżyca na marmurze leżałem
Wysoko w niebo w gwiazdy spojrzałem
W niebo czarne usłane gwiazdami
W około groby pokryte różami
Ze wzrokiem martwym utkwionym w górę
Pogrążony w myślach, co odpędzą złą chmurę
Myślą cichą jak świat, co mnie otacza
W którym mój umysł na nową ścieżkę wkracza
Blaskiem księżyca owiany wśród mgły
W krainie gdzie spełniają się nasze sny
W ciszy nocy w jej pięknie
Gdzie strach już nie zająknie
Słowa do piosenki
Ile myśli pustych
Tyle hałasu wkoło
Ile głupoty mojej
Tyle błota na polach
Ile dni zmarnowanych
Tyle ludzi na świecie
Ile szans straconych
Tyle słońca w lecie
Ile pomysłów niespełnionych
Tyle roztoczy w dywanie
Ile nocy nieprzespanych
Tyle dni tych samych
Ile szkarłatnej miny wyrazów
Tyle wkoło wiszących obrazów
Ile ksiąg nieprzeczytanych
Tle słów w porę niewypowiedzianych
Ile miejsc nieodwiedzonych
Tyle uczuć na próżno straconych
Ile łez w poduszkę oddanych
Tyle kurzu na meblach czarnych
Ile miesięcy w samotni spędzonych
Tyle snów niezapamiętanych straconych
Ile linii na dłoniach zmęczonych
Tyle godzin dziś znudzonych
Ile ziemi na groby przekopanej
Tyle krwi niepotrzebnie wylanej
Tyle łez straconych w nocy
Tyle lat te cierpienie się toczy
29 marca 2004
Samotna litera
X dwie kreski na ekranie jedna, co rano nie wstanie
Druga skrzyżowana na skos nigdy sama, niezostanie
Skazane na siebie razem złączone na zawsze zespolone
X niby dwie to nie same? Lecz czy kiedyś użyć jej nam będzie dane?
Sen i nadzieja
Snu pora nadchodzi swe oczy zamykam
Noc miasto szare już dawno otuliła
W nią to teraz i ja rychło umykam
Może to ona mi się dziś przyśniła
Zmęczona dusza ma odpoczynku chce
Opadłe członki spoczynku szukają
Zamglone oczy ledwo zerkają
Jej już nie ma już nie przytula mnie
Sam dziś znowu zasypiam
Jednak z nowo poznaną nadzieją
Zamknę swe oczy i w sen znikam
Tam nocne gwiazdy srebrny pył sieją
Kim ta co mi nadzieje dziś dała
Kim ona która pomóc mi chciała
Nie czas teraz o tym rozmyślać
Nie liczyć, co mogę zyskać
Sen już woła noc wesoła
Spać to już czas
Może noc połączy nas
Pościel biała z puchu cała
Tokyo
Miłością oszukany
Z miłości obdarty
Ciągle sobą zjadany
Wściekłością opętany
Temat to na wiersz niezbyt godziwy
Toż już bym wolał pisać o życiu gnidy
Tak mnie te uczucie nasyca obrzydzeniem
Ze pozostaje mi się ratować paleniem
Pale niszczę wdeptuje w ziemie z gniewem
Nie martwię się już piekłem ni niebem
Dam wolność sowim uczuciom
Niechaj mnie inni nie uczą
Gdzie błędy w nich popełniłem
Gdzie marnej kropki nie postawiłem
Niech mówią ze me serce jest kochane
By potem patrzeć w to jak jest zabijane
Wolno skrupulatnie przez długie miesiące
Zamienia się w kamień nie w serce drżące
To nie uczucia to nienawiść do świata
Do tego co mnie mijało przez lata
Topie swe mysli
Topie swe myśli w ogniu wody
Szukałem w ten sposób swobody
Lecz żadnej wiary mi to nie dało
Tylko dziwnie spać się chciało
I znikał świat widziany moimi oczami
Gdy ognista woda płynęła strumieniami
Szukając w ten sposób zapomnienia
Nie znalazłem ni tego ni przebaczenia
Odkryłem nowe życie
O którym nie marzyłem skrycie
Zasmakowałem się w nim całkowicie
Czy jest piękne sami to ocenicie
Gdyż mojego świata nigdy nie zobaczycie
Własnym oddechu rytmem żyjecie i tylko to widzicie
Wojaczek
Cisza wszechobecna bez senna noc kolejna
Białe klawisze jak śnieg biały za oknem kolejne zdania sklecone myślą ową uczynkiem i zaniedbaniem jak litania starego klechy w grodzie zamkowej
I widziałem film teraz żeby me zaciśnięte a polce zmarznięte opisać chcą to, co czują po stracie wszystkiego samotni pustelnej na skraju załamania swego
Ten to obraz czarno biały jak życie jego bez koloru i barwy w tym samym lustrzanym odbiciu lewym i prawny kłamliwej jak ludzie wkoło wiersz to czy słowa puste niczym brzuch mój głodny jak dusza moja uczuć jestem niegodny niszcząc, co spotkam tracąc, co dotykam gdzieś zawsze na bok w swej pustej naiwności umykam teraz oczy me zamknięte szukają zapomnienia a umysł celowości mojego dalszego istnienia
Po prostu wyszedł przez zamknięte okno, bo spieszno mu było ujrzeć ją a może tylko uwagę chciał przykuć swą nierozumiany tez nigdzie niechciany nie mnie pisać o tym, kim był nie mnie myśleć, o czym śnił a może by tak powiedzieć w jak szarym świecie żył historia to znana lesz jak on niechciana nawet teraz późną porą powtarzana tylko przez bezsennych usłyszana, ale tacy tylko ją pojmą bądź tez zrozumie w części, która dla nich rozumna każdy rzeknie cos innego cos doda do tego swego i nazajutrz, gdy o poranku się zbudzi, co w tedy będzie miał z tego kolejny swój dzień poranek następny jak łyk wódki przełknąć szybko i sięgając po następny powtarza się scenariusz od lat bez celowo w swym istnieniu bez nadzieji w swoim cieniu bał się? Nie,nie mógł się bać z łatwością to zrobił powoli się dobił
Łatwością jakże pozorną szukając jej od dawna w swym szaleństwie bezkresnym wlewając kolejne łyki cierpienia do gardła stawał przed jej obliczem by skończyć z swym życiem
Siostrze swej zazdrościł, bowiem dawno już ktoś jej te zadanie uprościł
Kolejne me słowa puste wstukane bezmyślne w swej głupocie i ciszy myśli niewypowiedziane bez ładu ani porządku niepoukładane w rządku jak wszystko wkoło narysowane na obrazie świata jak dziecięcy samolot wciąż w koło lata
Ścisk ból niepotrzebny obraz mej wyssanej poezji nie jest już haniebny
Hańbą życie moje, w które wplątałem serce twoje tak niewinne jak płatek śniegu, jaki i on opada na dół w biegu tak ciebie wraz zemną pociągane na dno a chciałem inaczej lesz nie szło
Teraz noc już późna zagadkowa jak śmierć jego miesza moje myśli o tobie z pustką samotności obrazu tego kończyć być może już pora nic więcej nie wymyśli wyobraźnia moja chora
Być może na mnie też już pora nie… za wcześnie jeszcze przecież nie dopadła mnie wilków sfora, co to gryzą i podszczekują, bo wtedy się lepiej z tym czują chwila to jednak przypomnieć mi się zechciało już paru mnie gryzie może pożyć jeszcze, co by im nie było mało zagryzły uczucia moje tak teraz czasem płaczemy oboje
Tak to sam zostałem w noc zimną głuchą, bo sam tego chciałem