autopsja

...i wciąż odchłań, bezdenna

Minął rok. A ja tylko głębiej zapadłam się w swoją otchłań. Ale już nie patrzę ku światłu, nie szukam zrozpaczonym, głodnym wzrokiem czyjejś dłoni. Pogodziłam się z tym, ze otchłań jest mym domem i tak już pozostanie. Zmieniłam się - jeszcze wtedy szarpałam się z sama z sobą, tłukłam głową o gładkie ściany, desperacko myślałam jak wydostać się z tej pułapki, którą sama na siebie zastawiłam... A teraz już nic nie ma. Próżnia. Akceptacja pustki, patrzenie na wszystko z perspektywy: gdyby wówczas to i tamto... Nie ma już myślenia perspektywicznego - że jeszcze cokolwiek mogę zmienić w swoim życiu. Jestem jak skazaniec, który z pokorą idzie na szafot. Tylko że ja już dawno umarłam i wiem o tym. A te słowa to ostatni desperacki poryw mego intelektu, który także wygasa. Jeśli dusza może umrzeć, to moja umarła. Teraz funkcjonuję czysto mechanicznie - jak blaszana zabawka nakręcona ręką jakiegoś złośliwego Demiurga. Mam nadzieję, że ktoś, kto także zmierza ku otchłani - samotny, egocentryczny, dumny - przeczyta to i przerażony zacznie rwać się ku światłu. Tak, zombie są wśród Was. Mają otchłań w oczach. Wierzcie mi, nie chcielibyście się w niej znaleźć.

P.S. Chyba mam szansę jako scenarzysta horrorów? ;)) Tylko ten horror to moje "życie"...

Sadia

opublikowano 24 maja 2005