wczoraj szukałem siebie
przechadzałem się po bezkresnych łąkach mojego umysłu
próbując znaleźć coś więcej niż trawę rosnącą wokół
i wtedy urzekł mnie piękny zachód słońca
niebo było czerwone
w powietrzu czuć było orzeźwiający zapach morskiej bryzy
kiedy przekroczyłem pagórek ujrzałem słońce kryjące się w falach oceanu
i poczułem, że wszystko współgra w doskonałej harmonii
ale czy to coś znaczy?
czy ktokolwiek zrozumie, co wtedy czułem?
jak mam to opisać słowami, żebyś nie zwątpił, że jestem normalny
jeżeli wszyscy dokoła mówią innym językiem
w wierszu wszystko jest takie proste, wyłapane myśli lądują wprost na kartce
jestem wolny i szalony jak wiatr, nie przejmuję się, co pomyślą inni
wiersz jest jak lustro, w którym odbija się moja dusza
wszystko jest idealne
do czasu, aż nie przypomnę sobie o rzeczywistości
aż nie zapytasz, co robiłem wczoraj?
Kim jestem?
Wstyd
stoję pośród tłumu - nagi
w pełnym blasku południowego słońca
wszystko jest tak ostre
i wyraźne jak brzytwa
ten hałas, zgiełk
nie daje mi spokoju
jakby wszyscy mówili o mnie
czy to tylko dzieje się w mojej głowie?
ich oczy zwrócone są na mnie
setki, tysiące
boję się podnieść głowę
i spojrzeć im w oczy
moje ciało oblewa pot
czuję jego każdą kroplę
przechodzą mnie dreszcze
robi mi się niedobrze
wszyscy już wiedzą
nic się nie da ukryć
nic nie przejdzie ich uwadze
słychać śmiechy
nic już nie ma, nic nie zostało
pustka we mnie, pustka wokół mnie
mogę odejść...