Lepiej jednak mieć chyba nadzieję, że będzie lepiej za kilka dni. A raczej nadzieję na to, że się człowiek przełamie. A już zwłaszcza, kiedy wie, że ma fobię społeczną. Mój kolega np. był mniej-więcej taki jak ja, zamknięty w sobie, nieśmiały. Potem po wakacjach jakoś się zmienił i był zupełnie innym człowiekiem. Dopiero niedawno ode mnie się dowiedział o czymś takim, jak fobia społeczna i sam dziś mówi, że to miał, ale nie zdawał sobie wtedy z tego sprawy. Może właśnie aby się przełamać, trzeba zapomnieć o całej tej dolegliwości? :]
_________________ Jestem ufcio :]
WWW.UFOINFO.FORA.PL - forum o zjawiskach paranormalnych - zapraszam!
Coś w tym jest - może nie tyle zapomnieć, bo jeżeli faktycznie w otoczeniu i sobie samym nic się nie zmienia, to nie sposób zapomnieć też o takich rzeczach jak fobie, niemniej dobrze jest po prostu zająć czymś swoje myśli, żeby po prostu nie mieć za dużo czasu na tego typu rozmyślania.
Cze Wszystkim!
Ja tez naleze do grupy nieśmiałków. Czesto zagladalam na to forum, ale teraz postanowilam się uaktywnic, dlatego tez sie zarejestrowałam, bo chcę cos napisac;). Czytając wypowiedzi na tym forum widac, że duza grupa niesmialych jest przygnebiona, sfrustrowana itd.... Jednak odnosze wrazenie ze chyba za bardzo skupiacie sie na Swoim problemie. Tak jak ten wątek niesmiałosc=samotnosc. Pewnie czesto tak bywa, ale to przeciez nie jest reguła. Z reszta jest bardzo wiele ludzi, ktorzy cierpia z powodu samotnosci, a nie sa niesmiali. Chcę tez powiedziec, ze to tez troche jest egoistyczne to skupianie sie na sobie i na swojej niesmialosci- w okol nas sa ludzie, ktorzy tez moze sa nieszczesliwi, samotni, potrzebujący pomocy, ale jak sie mysli tylko o sobie to sie nie dostrzega innych. A te osoby, ktore maja po 16 lat i pisza, ze w ich zyciu juz sie nic nie zmieni... Wierzcie mi, ze sie zmieni i to bardzo duzo. Wy sami sie pewnie zmienicie z czasem i juz!
To chyba tyle moich złotych myśli na dziś
pozdrawiam
Paluszek
Wiek: 23 Dołączyła: 11 Sie 2007 Posty: 320 Skąd: Warszawa
Wysłany: 17 Luty 2008, 15:27
Młoda napisał/a:
Jednak odnosze wrazenie ze chyba za bardzo skupiacie sie na Swoim problemie. (...) Chcę tez powiedziec, ze to tez troche jest egoistyczne to skupianie sie na sobie i na swojej niesmialosci- w okol nas sa ludzie, ktorzy tez moze sa nieszczesliwi, samotni, potrzebujący pomocy, ale jak sie mysli tylko o sobie to sie nie dostrzega innych. A te osoby, ktore maja po 16 lat i pisza, ze w ich zyciu juz sie nic nie zmieni... Wierzcie mi, ze sie zmieni i to bardzo duzo.
Zgadzam się z tym! Można tę dyskusję poprowadzić tak, by wspólnie zastanowić się, co można zmienić we własnym życiu i sobie i jak to zrobić, by żyło się lepiej. Mówienie, że "ma się resztki nadziei" albo, że czeka się na "jakiś cud" to za mało. To jest trochę takie myślenie życzeniowe i mało pomocne. Też się zgadzam, że w wieku nastu- czy nawet dwudziestu kilku lat to jest duża przesada mówić, że "nic mnie w życiu już dobrego nie spotka". Nikt nie jest skazany przez los na samotność do końca życia. Może się jedynie sam na nią skazać, ale także sam z niej wyzwolić. Takie jest moje zdanie. A w cuda nie wierzę, tylko w ciężką własną pracę.
_________________ Nekrofilu nie dręcz trupka, bo go rozbolała dupka!
ale przyznasz ze po np 30 trudniej juz nie byc samotnym
_________________ Do I have the strength
To know how I'll go?
Can I find it inside
To deal with what I shouldn't know?
Could I have my wasted days back
Would I use them to get back on track?
Paluszek
Wiek: 23 Dołączyła: 11 Sie 2007 Posty: 320 Skąd: Warszawa
Wysłany: 17 Luty 2008, 15:36
Cytat:
ale przyznasz ze po np 30 trudniej juz nie byc samotnym
Być może, ale też nie można tak twierdzić, że od pewnego wieku człowiek staje się "przeterminowany" i niezdolny do wyzwolenia się z samotności. To społeczeństwo też ponosi winę, że wbija ludzi w jakieś poczucie frustracji, że kiedy skończą ileś tam lat a nadal są samotni, to już niby do niczego mają być?!
_________________ Nekrofilu nie dręcz trupka, bo go rozbolała dupka!
rozumiem Cie, ja mam troszke inna sytuacje ale kurde ja tez jestem sam, niby mam kilku znajomych ale nie lubie poprostu sie z nimi spotykac bo oni by gdzies chcieli wyjsc do ich znajomych albo gdzies a ja jak wyjde jak mam tą pieprzoną fobie bo ciągle trzepie mi głową na boki i wstydze sie tego i mam taki dyskomfort źle sie strasznie z tym czuje przeszkadza mi to- gdyby nie to to bym z chęcią wychodził, tak sie spotkac zeby pogadac albo gdzies na piwo to wyjde ale to żadko tak to piszemy na gg tylko...
jestem tu nowy - a post ten przeczytałem jako pierwszy na tym forum... no i muszę powiedzieć że trochę muszę tu poszperać - chyba znajdę tu coś ciekawego na swój temat - bo to o czym piszecie nie jest mi obce...
no to pa
golightly
Dołączyła: 24 Lut 2008 Posty: 1 Skąd: aug
Wysłany: 27 Luty 2008, 00:01
ja również debiutuję na forum:) i coś czuję, że tu dłużej zabawię, bo poruszane tu wątki jak najbardziej mnie dotyczą...dobrze że jest takie miejsce
pozdrawiam
Dołączyła: 06 Gru 2007 Posty: 109 Skąd: jeszcze nie wiem
Wysłany: 27 Luty 2008, 20:11
Cytat:
Za oknem ciemno, i tlyko swiatla woknach bloków, kazdy do kogos wraca..
Mmm. Zawiało poezją
Cytat:
Boje sie , ze reszte zycia przyjdzie mi spedzic wtej samotnosci, a tego nie zniose.
Cytat:
Nie jest super to tlyko przykrywka, skowyjacej z bulu duszy..z samotnosci i bezsilnosci...samotnosci calkiem zagluszyc sie nie da, czasami mam wrazenie ze ta moja byla dziewczyna chcoaz tak mnie potraktowala byla moja prawdziwa miloscia...
O. Prawdziwa miłość. No wiem ja coś o tym. O swojej Prawdziwej Wielkiej Nieskończonej Lowe Forewer to ja zapominałam cztery lata. No, już mi się wydaje że zapomniałam w miarę. POwiem ci Wujek - co chyba dobrze wiesz - to jest trudno.
Ja na przykład postanowiłam że albo On albo nikt i koniec. I potem - czyli przez te cztery lata to nie było tak że ja się nikomu nie podobałam i mi nikt się nie podobał. Tylko po prostu ja powiedziałam NIE. I koniec. I kropka. Zbudowałam w głowie taką małą świątynkę - mauzoleum ku Jego czci, i codziennie oddawałam mu hołd.
Teraz jak patrzę na to z perspektywy tych czterech lat, to dochodzę do wniosku, że dobrze się stało jak się stało. No, myślę że po tych kilku latach, też tak będziesz myślał - a pewnie nawet szybciej
Bo po siedmiu miesiącach to na innego kogoś ta ja nawet zerknąć nie chciałam, a co dopiero spotykać się czy coś! Boże broń!
Mówię ci - poprzejmujesz się, poprzejmujesz, i ci przejdzie.
Cytat:
moze niektorzy jak ja nie zasluguja na milosc..nie wiem jak mam dalej żyć, po prostu nie wiem......
No ja dam ci radę jedną. Nie koncentruj się za bardzo na tej swojej samotności i tak dalej. Mnie tam wszystko jedno czy będę sama czy nie będę sama, jedno i drugie ma swoje zalety i wady.
Np. nie musisz gotować, prasować, odkurzać, czyścić łazienki, zmywać, prasować koszuli, sprzątać. (no oczywiście, jak będziesz mieć taką fantazję to sobie możesz trochę posprzątać, ale nie za dużo) Fakt że jesteś facetem, to trochę zmienia postać rzeczy, no ale wiesz, w końcu będziesz sędzią i będziesz mógł zatrudnić służbę. I jak będą nieuprasowane kołnierzyki to ich możesz zwolnić bez wypowiedzenia.(bo sędziowie mają immunitet, tak? ja się tam nie znam, ale coś tam takiego słyszałam podobnego)
Pozatym, a przynajmniej ja tak uważam, że jak się nie ma rodziny to można się zaangażować w rózne sprawy.
Na przykład, mógłbyś pojechać na całe zycie pomagać do Afryki. Kiedyś zastanawiałyśmy się z koleżanką, żeby pojechać do Afryki, no ale żeby tam pojechać trzeba być lekarzem, względnie weterynarzem. A ja nigdy nie chciałam być ani tym ani tym - jak daję kotu zastrzyk to się zawsze boję że mu tą strzykawką przekłuję żoładek, albo jeszcze coś gorszego. A co dopiero robić jakieś operacje i to jeszcze na zywym ciele. No, można jeszcze zostać misjonarzem, ale jakoś mam wrodzony wstręt do nawracania kogokolwiek na cokolwiek, dlatego to też odpada.
No, ale chyba nie trzeba jechać aż do Afryki. Można przecież zostać w Polsce. Albo pojechać jeszcze gdzie indziej. Albo robić zupełnie, zupełnie co chcesz. Pójść na następne studia. Albo robić, po prostu co tylko, i tylko ci się podoba.
Cytat:
sam bede musial chodzic na kolacje przy swiecach, sam pic zcertwone wino przy blasku swiec i wolnej muzyki,
A po chorobę?
Wiesz, pozatym, wydaje mi się że za bardzo się rzucasz żeby poznać byle kogo, po to tylko żeby był. Nawet toksyczny związek? No no no. Musisz być jakimś desperatem.
Myślę, że warto by było wyciąć jakieś pozytywne nauki na przyszłość z tego co cię spotkało.
Ja na przykład(nie wiem czy dobrze ale nic), doszłam do wniosku że powinnam wybrać sobie kogoś(o ile się znajdzie, a jak się nie znajdzie to nie będe jakoś z tego powodu rozpaczać strasznie), kto spełni odpowiednie kryteria w następującej kolejności pod względem:
-poziomu emocjonalnego
-poziomu intelektualnego
- ew. na końcu wyglądu
Wiesz, nie warto inwestować swoje uczucia w złe akcje i obligacje - mówiąc metaforycznie, po co później się męczyć. Trzeba być rozsądnym, wyciągnąć wnioski, przeanalizować sytuację, poczekać aż boleć przestanie. No a potem to sam ci się ktoś napatoczy pod nos może. A jeśli nie to będzie to znak żeby jechać "do Afryki". Mógłbyś tam zbudować jakieś elementy państwowości w końcu.
Ostatnio zmieniony przez Redex 28 Luty 2008, 18:46, w całości zmieniany 1 raz
Szukasz rady?
Jeśli tak oto ona: Zrób coś ze swoim życiem (np zapisz się na kurs tańca).
Paluszek
Wiek: 23 Dołączyła: 11 Sie 2007 Posty: 320 Skąd: Warszawa
Wysłany: 28 Luty 2008, 00:20
Tyler napisał/a:
Zrób coś ze swoim życiem
No dobrze, ale co to ma być dokładnie to "coś"? Można sobie tak tygodniowy grafik wypełnić różnymi obowiązkami, warsztatami, kursami, nawet spotkaniami z jakimiś tam znajomymi, którzy znają nas raczej powierzchownie, można przemierzać kilometry dzielnie pedałując na rowerze i wylewać ostatnie poty na zajęciach z tańca, a mimo to nadal czuć się samotnym. Można pisać setki postów szukając zrozumienia w wirtualnym świecie, ale nie wiem, czy to nie jest źródłem jeszcze większej frustracji i poczucia izolacji. Później znów można zacząć się zastanawiać nad sobą i dochodzić do niezwykłego odkrycia, że trzeba "coś" zmienić, zrobić "coś" ze swoim życiem. Tylko co?
_________________ Nekrofilu nie dręcz trupka, bo go rozbolała dupka!
Z jednej strony Paluszek ma racje, sam jestem tego zywym przykladem, robilem setki rzeczy zeby 'zapchac sobie grafik' i jakos zabic w sobie samotnosc, skupic sie na swoim rozwoju, itd. ale w niczym to nie pomoglo szczerze mówiąc, bo dzis po kilku latach czuje sie tak samo albo i gorzej, ze tak sie wyraze.
Tak latwo jest rzucić 'zrob cos ze swoim zyciem', bo ludzie mysla ze jak ktos jest samotny to siedzi w domu 24h/dobe gapiąc się w monitor/telewizor i nie majac nic innego do roboty. Błąd, okropny stereotyp. Powiedzialbym ze czesto bywa wrecz przeciwnie, mamy wiecej czasu tylko dla siebie i z reguly chcemy go w okreslony sposob wykorzystywac.
Innymi słowy, nie tędy droga. Co nie oznacza, ze nalezy tego unikać, bo przez aktywnosc jakims tam sposobem sie poznaje nowych ludzi i sila rzeczy zawiera nowe znajomosci. Chodzi mi tylko o to, ze samotnosc w czlowieku siedzi gdzies duzo głębiej i przytoczony tutaj kurs tanca w tym nie pomoze, dopoki pewne bariery wewnetrzne nie zostana pokonane.
W ogole po tych latach mam wrazenie ze samotnosc to nie pasywny stan wywolany okolicznosciami, tylko raczej tendencja do poczucia osamotnienia niezaleznie od nich. Innymi slowy jest ktos jest samotnikiem to juz nim zostanie, chocby sie otoczyl setka ludzi.
Później znów można zacząć się zastanawiać nad sobą i dochodzić do niezwykłego odkrycia, że trzeba "coś" zmienić, zrobić "coś" ze swoim życiem. Tylko co?
dokładnie zgadzam się w całej rozciagłości... to tak abardziej zahacza o sens życia (jak w monthy pythonie hihi
Czytam wasze posty i jedyne co widzę to wymówki którymi tłumaczycie swój obecny stan i dlaczego w nim trwacie.
Paluszek napisał/a:
No dobrze, ale co to ma być dokładnie to "coś"?
Przecież napisałem żeby poszedł na kurs tańca. Właśnie w 2 sekundy wymyśliłem 4 powody dla których warto to zrobić - jestem pewny że Tobie pójdzie lepiej.
Paluszek napisał/a:
Można pisać setki postów szukając zrozumienia w wirtualnym świecie, ale nie wiem, czy to nie jest źródłem jeszcze większej frustracji i poczucia izolacji.
Świetnie że to dostrzegasz, zamierzasz coś z tym zrobić?
Pareto napisał/a:
Z jednej strony Paluszek ma racje, sam jestem tego zywym przykladem, robilem setki rzeczy zeby 'zapchac sobie grafik' i jakos zabic w sobie samotnosc, skupic sie na swoim rozwoju, itd. ale w niczym to nie pomoglo szczerze mówiąc, bo dzis po kilku latach czuje sie tak samo albo i gorzej, ze tak sie wyraze.
Nie rozumiem, jak można nie czuć satysfakcji z rozwijania zainteresowań? Może to jakiś poważniejszy problem?
Pareto napisał/a:
Innymi słowy, nie tędy droga. Co nie oznacza, ze nalezy tego unikać, bo przez aktywnosc jakims tam sposobem sie poznaje nowych ludzi i sila rzeczy zawiera nowe znajomosci. Chodzi mi tylko o to, ze samotnosc w czlowieku siedzi gdzies duzo głębiej i przytoczony tutaj kurs tanca w tym nie pomoze, dopoki pewne bariery wewnetrzne nie zostana pokonane.
W moim przypadku to była właściwa droga: rozwijanie zainteresowań, otwarcie się na ludzi i pokonywanie moich barier - po roku "przeszła" mi nieśmiałość.
Wiem że ludzie odrzucają wymuszone rady, ale postanowiłem jednak coś napisać. Proponuje od dziś zacząć się przełamywać. Nie rozpisujcie się za bardzo
Paluszek
Wiek: 23 Dołączyła: 11 Sie 2007 Posty: 320 Skąd: Warszawa
Wysłany: 28 Luty 2008, 17:36
Tyler napisał/a:
Paluszek napisał/a:
Można pisać setki postów szukając zrozumienia w wirtualnym świecie, ale nie wiem, czy to nie jest źródłem jeszcze większej frustracji i poczucia izolacji.
Świetnie że to dostrzegasz, zamierzasz coś z tym zrobić?
Przepraszam, ale chyba trochę nadgorliwie wyruszasz z pomocą, bo ja nie prosiłam o porady.
Tyler napisał/a:
Nie rozumiem, jak można nie czuć satysfakcji z rozwijania zainteresowań? Może to jakiś poważniejszy problem?
Nie rozumiesz różnicy. Satysfakcja z własnych pasji to jedno. A potrzeba bliskości z innym człowiekiem to drugie. Problem jest trochę bardziej złożony i wymyślanie w ciągu 2 sekund rozwiązań jest bagatelizowaniem problemu. Życie to wiele płaszczyzn: można osiągać sukcesy zawodowe, towarzyskie, a w środku czuć się bardzo samotnym. Kurs tańca to coś niewątpliwie radosnego, ale dla mnie nijak to się ma do rozwiązywania problemu wewnętrznego bólu związanego z niemożnością nawiązania satysfakcjonujących więzi z drugim człowiekiem. Kurs tańca na samotność (w takim znaczeniu w jakim ja ją rozumiem, czyli brak bliskich więzi i niemożność ich nawiązania z różnych złożonych powodów, nie tylko nieśmiałości), to jak choremu na depresję powiedzieć: "Nie bądź leniwy! Weź się w końcu w garść!"
_________________ Nekrofilu nie dręcz trupka, bo go rozbolała dupka!
Świetny tekst
Coś prawie w stylu "jak się postarasz to pobijesz ten rekord świata na 100m"
_________________ "You'll never have that kind of the relationship in the world, where you're always afraid to take the first step because all you see is every negative thing 10 miles down the road"
Wiecie wydje mi się, że samotność to nie jest problem tylko ludzi nieśmiałych. Chyba jest bardzo wielu ludzi czujących się z różnych względów samotnie. Nieśmiali mają ten problem, że nie umieją wyjść do ludzi, że podstawowe sytuacje społeczne wywołują u nich stres i przez to trudno im wejść w głębsze relacje z innymi ludźmi, bo od czegoś trzeba zacząć. To jednak wcale nie oznacza, że ludzie śmiali i kontaktowi nie mogą być samotni. Czytałam kiedyś na jakimś forum o samotnych ekstrawertykach. Ludzie się żalili, że są duszami towarzystwa, na imprezach rozchwytywani, a w rzeczywistości czują sie bardzo samotnie, brakuje im bratniej duszy itp. Byłam w szoku, że tak wiele było wpowiedzi takich właśnie osób. Więc jak widać nie ma reguły. Chyba każdego kiedyś dopada samotność...
Przepraszam, ale chyba trochę nadgorliwie wyruszasz z pomocą, bo ja nie prosiłam o porady.
Tyler napisał/a:
Wiem że ludzie odrzucają wymuszone rady, ale postanowiłem jednak coś napisać.
Mój poprzedni post - już nie będę, nie denerwuj się
Paluszek napisał/a:
Kurs tańca to coś niewątpliwie radosnego, ale dla mnie nijak to się ma do rozwiązywania problemu wewnętrznego bólu związanego z niemożnością nawiązania satysfakcjonujących więzi z drugim człowiekiem. Kurs tańca na samotność, to jak choremu na depresję powiedzieć: "Nie bądź leniwy! Weź się w końcu w garść!"
Piszę o pokonywaniu nieśmiałości - w moich postach nie pojawia się słowo "samotność". Różnicę, o której piszesz, rozumiem i mógłbym dać się wciągnąć w nie moją dyskusję... ale się nie dam
Redex napisał/a:
Coś prawie w stylu "jak się postarasz to pobijesz ten rekord świata na 100m"
"Dopóki walczysz jesteś zwycięzcą" św Augustyn. Wolę próbować pobić ten rekord i nie dać rady, niż odrazu się poddać.
Dołączył: 30 Paź 2007 Posty: 132 Skąd: z miasta...
Wysłany: 28 Luty 2008, 22:00
A we mnie ostatnio tak nieśmiałość jak samotność napędza już nie tylko smutek i myśli depresyjne ale i nienawiść. Zaczynam rozumieć ludzi którzy dokonywali masowych mordów np. w szkołach. Czasami się ciesze ale i smucę zarazem że nie mam tak łatwego dostępu do broni jak amerykanie...
_________________ "Za mówienie do mnie grozi, 5 lat w zawieszeniu, za jedno dotknięcie, obcięcie rąk, za patrzenie na mnie, ciemna cela w wiezieniu, a myślenie o mnie, to śmiertelny błąd!"
Dołączył: 30 Paź 2007 Posty: 132 Skąd: z miasta...
Wysłany: 28 Luty 2008, 22:41
Axl napisał/a:
barton fink napisał/a:
Zaczynam rozumieć ludzi którzy dokonywali masowych mordów np. w szkołach.
Nie Ty jeden ale to nie jest rozwiązanie.
to jest szybkie i najprostsze rozwiązanie ale mało prawdopodobne założę się że wszyscy dokonujący takich mordów chociaż chwile przed tym jak strzelili sobie w łeb byli szczęśliwi i usatysfakcjonowani.
_________________ "Za mówienie do mnie grozi, 5 lat w zawieszeniu, za jedno dotknięcie, obcięcie rąk, za patrzenie na mnie, ciemna cela w wiezieniu, a myślenie o mnie, to śmiertelny błąd!"
Oj tak. Nienawiść i gniew często są wynikiem frustracji. Przerabiałem to i przerabiam ciągle. Cóż - życie jest jakie jest i my go nie zmienimy (mam na myśli ogół zachowania społecznego). A nienawiści nikt nam nie zabierze przynajmniej. Nie jest to zdrowe uczucie, polecałbym jednak w inny sposób rozładowywać cały ten "nalot" życiowy, np. biegiem czy spacerem.
_________________ "You'll never have that kind of the relationship in the world, where you're always afraid to take the first step because all you see is every negative thing 10 miles down the road"
Wiek: 24 Dołączyła: 12 Lis 2006 Posty: 91 Skąd: KRAKÓW
Wysłany: 28 Luty 2008, 23:01
Wiecie, przerażają mnie Wasze posty, zwłaszcza te z pierwszej strony...
Rozumiem Wasze problemy, sama przez to przechodziłam, ale przecież nie możecie sami siebie pakować w bagno!
Nie możecie siedzieć i biadolić, ale działać! Dobrze, wiem jak to brzmi-utarte hasełko, otóż nie! Już uświadomiliście sobie problem i to jest początek drogi. To działanie, robienie czegoś (o czym pisał wyżej Tyler ) to przede wszystkim praca nad sobą i pokonywanie nieśmiałości. Uwierzcie, można z niej wyjść, a przynajmniej załagodzić. Jestem na to żywym przykładem i sama znam wiele osób, które się z tym uporały lub robią coś w tym kierunku. Pomyślcie, wszystko zależy od Was, od Waszego myślenia! Musicie tylko chcieć, a nie szukać wymówek.
Piszę to, bo chcę Wam w jakiś sposób pomóc, martwią mnie Wasze wypowiedzi. Jesteście młodzi i wszystko przed Wami! Trzymam kciuki i proszę, ruszcie się!
(Wyszedł mi trochę apelowy post, ale może kogoś zainspiruje )
_________________ Czarodziejka zawsze działa. Źle czy dobrze, okaże się później. Ale trzeba działać, śmiało chwytać życie za grzywę. Żałuje się wyłącznie bezczynności, niezdecydowania, wahania. Czynów i decyzji, choć niekiedy przynoszą smutek i żal, nie żałuje się.
Paluszek
Wiek: 23 Dołączyła: 11 Sie 2007 Posty: 320 Skąd: Warszawa
Wysłany: 11 Marzec 2008, 23:29
sammira napisał/a:
Nie możecie siedzieć i biadolić, ale działać!
Zgadzam się z tym. To jest zdumiewające jak łatwo jest popaść w ciąg depresyjnego myślenia i jak łatwo przychodzi samoudręczanie się i wmawianie sobie, że problemy, które nas dotykają są zakorzenione tak głęboko, że tylko cud może od nich wybawić. Natomiast zbyt rzadko człowiek zadaje sobie pytania w konstruktywnej formie, w takiej formie, która może zmobilizować do działania, np. "Co robię, żeby nie być nieśmiałym? Co robię, aby nie czuć się samotnym? Co mogę zrobić, by poprawić jakość swojego życia?"
A może spróbować prowadzić taki dziennik i notować w nim swój każdy mały sukces na drodze pokonywania nieśmiałości/samotności? To jest całkiem dobry pomysł. Może zbyt mało spektakularny, bo jeśli chodzi o scenariusz własnej egzystencji to chyba gdzieś tam w podświadomości ma się postawę roszczeniową wobec życia, które nie dało nam tego, czego oczekiwaliśmy i pojawia się żal, że trzeba na wszystko ciężko zapracować mrówczą pracą, podczas gdy inni dostają to wszystko, czego oczekujemy od życia zupełnie gratisowo.
_________________ Nekrofilu nie dręcz trupka, bo go rozbolała dupka!
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach