Za oknem ciemno, i tlyko swiatla woknach bloków, kazdy do kogos wraca..a ja jestem sam.. . Czuje sie bardzo samotny, znajomi maja swoje zycie,m najlepszy kolega jeden i drugi sa setki km od emnie i mozemy tylko pogadac przez GG...odzcuwam egzystencjalna pustke. Mialem kiedyś dziewczyne i najlepszego przyjaciela z sasieztwa niestety, ona do niego odeszla za moimi plecami, i obydwoje maja mnie gdzieś. Zostalem sam. Mieszkam tlyko z matka ktorej i tak nie ma w domu zbyt czesto(praca), brat ma wlasna rodzine i tlyko raz w tyygodniu wpada... Poznalem na Necie kilka dziewczyn, po tym jak zostawila mnie moja eks..z jedna nawet sie spotkalem, choc mialem do niej 250 kilometrów..ale niesttey nie zaiskrzylo miedzy nami..byla starsza o kilka lat, a reszta to kolezanki, alboi nie chca sie w koncu spotkac albo nie maja czasu. Cazasami siedze w samotnosci i zastanawiam sie nad sensem mojego zycia...na imprezy nie chodze bo nie mam z kim, na studiach niestety mam towarzystwo nieimprezowe, raczej wyscig szczurow(prawo)..i albo siedze jak kolek sam w domu, na tym blokowisku, albo wlocze sie gdzies po nocy samotnie samochodem, albo spaceruje po jakims wiekszym miescie.. z aparatem w dloni i nic Nie moge jakos nikogo poznac , nie moge znalezc milosci..a tak czasem pragne mimo iz jestem facetem, zeby kogos po prostu przytulic, i zeby miec ta najwazniejsza osobe, kochac i czuc sie kochanym..a gdy widze zakochane pary to niestety tylko w gardle mnie sciska..czy takich jak ja jest wiecej ? Czy sa na tym swiecie jeszcze normlane , fajne,wolne dziewczyny..gdzie taka znalezc ? Czasami mma wrazenie ze jestem nieudacznikiem, gdyby nie moja pasja typu podrozowanie, fotografia, muzyka..to nie wiem co by sie ze mna stalo. Ale i to powoli wypala się.. bo samotnosc potrafi zabic. Taka mailem nadzieje, że cos sie zmieni......ale nic zazwyczaj konczy sie na sms albo na 1 spotkaniu, najpierw dziewczyny sa wrecz mna zauroczone a pozniej odchodza...po co wogole żyć ? Boje sie , ze reszte zycia przyjdzie mi spedzic wtej samotnosci, a tego nie zniose. Bo inni mysla, ze jak mlody chlopak ma samochod, moze jechac gdzie chce, ma troche pieniedzy to od razu jest super...Nie jest super to tlyko przykrywka, skowyjacej z bulu duszy..z samotnosci i bezsilnosci...samotnosci calkiem zagluszyc sie nie da, czasami mam wrazenie ze ta moja byla dziewczyna chcoaz tak mnie potraktowala byla moja prawdziwa miloscia...juz chyba wolalbym byc w tpoksycznym zwiazku niz sam jak palec, czuje sie jak robot...niektorzy naprawde moga uznac mnie za jeczaca mamalyge ale naprawde SAMOTNOSĆ BOLI, boli gdy wysylasz smsy do 4 osob a nikt nawet nie odpowie, a wczesniej, same te osoby pisaly (mowie o dziewczynach) , moze niektorzy jak ja nie zasluguja na milosc..nie wiem jak mam dalej żyć, po prostu nie wiem......IRA-Deszcz....oto moj stan...w jakim teraz sie znajduję ;( choc mam 22 lata czuje ze nic sie już nie zmieni na lepsze, marze o tym, zeby w koncu jeeszcze raz pokochac z wzajemnoscia...ale niesttey to chyba nie jest mi już dane..i sam bede musial chodzic na kolacje przy swiecach, sam pic zcertwone wino przy blasku swiec i wolnej muzyki, sam podrozowac dalej, samotnie spac,..ale na razie to widocznie nawet nie moge pomarzyć o kolezance z ktora mozna byc pojsc do kina, czy na spacer....czy po prostu pogadac i sie przytulić jak czlowiekowi jest zle....nie jestem jakims drechem czy burakiem, zwyklym normlanym czlowiekiem.lubie dobre kino, wypady do restauracji, czasami do jakiegos klubu ( jak od swieta z kolegami)..czasami chcialbym umrzeć..albo wogole sie nie urodzić..przy urodzeniu ledwo mnie odratowali...teraz tak sie zastanawiam po co .. ?
Moze powiecie ze gledze glupoty i z emam wziasc sie w garsc ..proboje..ale jakos nie wychodzi...a musialem gdzies to z siebie wyrzucic..
_________________ Dlaczego miłość tak bardzo boli, dlaczego przyjazn to tylko krótki czas......
Cóż mogę powiedzieć...
Rozumiem Ciebie. Wielu jest takich jak ty. Wiedz, że nie jesteś sam.
_________________ "You'll never have that kind of the relationship in the world, where you're always afraid to take the first step because all you see is every negative thing 10 miles down the road"
Znam dokładnie to o czym piszesz. Samotność wyniszcza. Co prawda w moim przypadku nie jest tak, że zupełnie nie mam znajomych. Mam ich paru, kwestia tylko taka, że stosunkowo rzadko się z nimi widuję. Jeden kumpel od kilku lat "lata" z dziewczyną i na nic innego nie ma czasu, inny rzadko chce się ruszyć z domu, inny ma swoje towarzystwo, jeszcze inny pracuje i uczy się. Dobre jest to, że na uczelni zawsze jest z kim pogadać i zawsze jest jakieś zajęcie.
W przeciwieństwie do Ciebie nigdy nie miałem dziewczyny. Co więcej, nigdy nawet nie próbowałem się z żadną umówić, nigdy nie zapytałem jakiejkolwiek czy jest wolna (!!!), jednak wynika to z mojej bardzo niskiej samooceny, lękiem przed skompromitowaniem się i skrajną samokontrolą nawet każdego ruchu. Kiedyś brak dziewczyny nie był dla mnie problemem, wtedy gdy uczyłem się w technikum gdzie nie było żadnej dziewczyny w klasie (!). Ale odkąd jestem na studiach gdzie jest ich połowa na roku jest gorzej, dopiero w czasie studiów zaczęło mnie to dręczyć - kwesia obcowania w takim towarzystwie, ogromna zmiana w stosunku do szkoły średniej. Mimo to kilka koleżanek mam, w jednej się zauroczyłem na początku studiów i bardzo ciężko to wspominam...
Na imprezy nie chodzę, nie lubię tego hałasu głośnej muzyki i dymu papierosowego.
Mam owszem kilku znajomych ale i tak czuję się samotny. Większość czasu wolnego spędzam sam przed komputerem. Różne rzeczy wtedy do głowy przychodzą. Najgorsze że czasem jestem tym wszystkim zmęczony. Miesiące, lata mijają a nic się nie zmienia na lepsze. Moje osobiste ograniczenia doprowadzają mnie do totalnej pustki. Na szczęście jeszcze trochę i pójdę do pracy, wtedy będzie dużo zajęcia i czas będzie szybciej leciał. Nie mam myśli samobójczych, jednak samotność wpływa czasem epizodycznie na moją apatię i niechęć do wielu rzeczy.
Jestem pogodzony z tym że życie spędzę samotnie (bez drugiej osoby), stary byk już jestem. Mam na szczęście jakieś zainteresowania i to one napędzają mnie pozytywnie. Zbieram mnóstwo muzyki, uwielbiam ją poznawać, bardzo dużo czytam prasy o tej tematyce, wszystkie fundusze niemal przeznaczam wręcz w jednym celu . To taki mój mały zamknięty świat w którym jest mi dobrze . W obecnym stanie zamiast tkwić w niezbyt udanym związku bardziej wolałbym mieć więcej znajomych. Bez tzw. miłości można żyć, nie każdemu jest ona pisana, w dodatku w dzisiejszych czasach związki są bardzo nietrwałe (sorry za tak pesymistyczny ton ale inaczej nie mogę ....).
Jak zawsze wieczorem dopadł mnie paskudny nastrój, więc podzielę się swoim punktem widzenia, mimo że na tym forum już wiele zostało powiedziane na ten temat. W każdym razie to mój pierwszy post, więc witam wszystkich serdecznie :-)
Nieśmiałość = samotność, czy rzeczywiście zachodzi taka równość? Na pewno istnieją bardzo silne więzi między tymi pojęciami, skłaniałbym się jednak ku temu, że jeśli rozdzielilibyśmy oba pojęcia, to samotność jest (po)tworem o dużo bardziej destrukcyjnej sile działania.
Nie jestem osobą bardzo nieśmiałą, na to forum trafiłem w zasadzie przez przypadek, szukając jakichś źródeł informacji na temat swoich problemów związanych ze skrajną samotnością, jakiej doświadczam już od długiego czasu - żeby nie powiedzieć: od zawsze. Ogólnie mógłbym się podpisać pod postemi WUJKA czy Eptiness(a) obiema rękami. Z chwilą, gdy człowiek podda się samotności, to wyssie ona z niego resztki radości z życia, pozostawiając tylko smutek i apatię. Potem jest juz tylko gorzej - wspomniane zakochane pary na ulicach pogarszaja tylko sprawe, trudnosci w nawiazaniu kontaktow z plcia przeciwna dokladaja swoje trzy gorsze, w miedzyczasie pojawiaja sie te okropne, jak ktos kiedys to okreslil, "fuzje złudzeń", w koncu mysli samobojcze, mimo ze sam przenigdy bym sie na tak radykalny krok nie zdecydował. Te mysli sie po prostu pojawiaja i są, co jest jeszcze bardziej zadziwiające, to momentami przynosza jakis rodzaj masochistycznej przyjemnosci, ktorej przyczyn sam nie rozumiem.
Jestem wciaz młody, w tym roku skoncze 21 lat, cale zycie niby przede mną, ale myslami jestem daleko naprzód, w wieku 30-40 lat, gdy obudzę sie w pustym, zimnym mieszkaniu będąc wciąz sam, wtedy juz bez zadnej nadziei. Przeraza mnie ta wizja i choc staram sie zapobiec jej spelnieniu, to wydaje się być nieunikniona. Mam oczywiscie rodzinę, znajomych i tak dalej, ale nikomu nie potrafię sie zwierzyc ze swoich problemów prosto w oczy... Nie spotkalem nikogo, kto by mnie wysluchal i chocby probowal zrozumiec.
Tak sie wyzalilem, jesli ktos przezywa to w podobny sposob to przynajmniej juz wie, ze faktycznie nie jest sam. Nas na pewno tez cos czeka dobrego w zyciu, rzucę taki optymistyczny akcent na koniec ;-)
Ja często czułam się samotna wśród bliskich mi osób nie rozumiana przez nich ukrywałam swoje problemy udając, że sobie poradzę. Okłamywałam siebie i innych, myśląc, że wszystko się ułoży, złudzenia wszystko jeszcze bardziej mnie dołowało, czułam się coraz bardziej bezsilna, wszystkie moje starania szły na marne. Często nie podejmowałam żadnych działań, bo bałam się, że sobie nie poradzę, bałam się oceny innych tego, co sobie pomyślą. Zaczęłam kłamać, małe kłamstwa przerodziły się w większe. Tak na własne życzenie zostałam sama pomimo tego, że mam koleżanki i kolegów. Strach przed ludźmi pogłębiał moją samotność...
Jakiś czas temu wyrzuciłam z siebie wszystko, co mnie dusiło i przekonałam się, że są osoby, którym na mnie zależy.
Wierze, że każdy ma tą drugą polówkę i że kiedyś i ja ją znajdę.
Sorry za mój bełkot
_________________ W życiu piękne są tylko chwile...
Jedyne pocieszenie może tkwić w tym że nie jesteś sam
jak nie jest , jak przeciez napisał że własnie jest
a tak naprawde to prowde godacie, jest jak jest i dobrze by sie było z tym pogodzic bo małe szanse że bedzie kiedys lepiej ( a podświadomie liczmy na cud ...w końcu zaszkodzić nie powinno , a moze coś pomoże .......)
martin
Wiek: 20 Dołączył: 27 Gru 2006 Posty: 22 Skąd: z tamtąd
Wysłany: 12 Luty 2008, 21:57
Mam tak samo ja Wy. Mam 20 lat i też nigdy nie miałem dziewczyny. I raczej na wielką zmianę się nie zanosi. Zdaje mi się, że im będę starszy to będzie coraz trudniej znaleźć tą drugą osobę. Jak o mówią "Czym skorupka za młodu nasiąknie..." Zadnych doświadczeń młodzieńczej miłości, nic, kompletne zero. To tak samo jak uczyć dziecko w przedszkolu całek, jeśli ono nie ma pojęcia o podstawowych działaniach. Takie bynajmniej moje przemyślenie. Być może się mylę...
WUJEK
Wiek: 22 Dołączył: 17 Sty 2008 Posty: 22 Skąd: koło Łodzi
Wysłany: 12 Luty 2008, 23:23
Ja 4 lutego napisalem na jednym forum bardzo pesymistyczny post...i 17 lutego..on napisala mi PW z mnie rozumie...zaczelismy gadac na GG..... i 26 lutego sie spotkalismy id zostalismy od razu para...od razu zaiskrzylo...a pamietam ze piszac tamten post mowilem WPROST-NIE PRZYJDZIE...skoro nie przyszla w wieku 21 lat to juz nie przyjdzie.....i przyszla jak grom z jasnego nieba......ale 16 marca gdy ja przedstawilem wlasnemu przyujacielowi..nie wiedzialem jaki potworny bat na siebie krece...i jakim on sie opkaze sk**em ..gdybym wiedzial nie odnawialbym z nim kontaktu...(raz sie juz pozarlismy bo krecilem z taka jedna ale nic powaznego to nie bylo i on chcial mi ja odebrac)..ale z tamta sie w koncu poklocilem...i pogodzilem z nim...sam na siebie ukrecilem bat...przegapilem a a raczej pozwolilem losowi na odebranie mi szansy na milosc..Ci ktorzy nie mieliscie dziewczyny nigdy....nie lamcie sie..kazdy ma szanse..ale kazdy tylko jedna....ja niestety juz drugiej nie dostane i musze z tym zyc do konca zycia... to ze jakos nie udaje mi sie zbudowac nic trwalego z dziewczynami ktore pzoanje na GG... nie ma chemii ..ta ostatnia calowalem..sztucznie aby tlyko poczuc smak innych ust niz bylej.....tylko mnie utwierdzaja w moim przekonaniu..ale Wy ..macie pzred soba jeszcze swoja szanse. NIE ZAMRNUJCIE JEJ , bo drugiej nie będzie.
_________________ Dlaczego miłość tak bardzo boli, dlaczego przyjazn to tylko krótki czas......
Tak to już jest. Nieśmiali są samotni, a jeśli nie są, to są samotni w innym sensie - w tłumie.
Chyba każdy z nas zna te odczucia związane z samotnością. Wiadomo, trzeba myśleć pozytywnie... Ale u mnie jest podobnie, po cichu liczę na cud, a tak na prawdę staram się pogodzić z samotnym życiem. Czasami mam zrywy pozytywnego myślenia i energii do działania, ale zawsze to szybko mija, po konfrontacji z rzeczywistością.
Pablo_19.
Dołączył: 04 Lut 2006 Posty: 35 Skąd: Warszawa
Wysłany: 13 Luty 2008, 02:26
uff ile tu smutnych postów .Czasami zaglądam na to Forum ,ale już bardziej jako tzw "absolwent" a nie jego uczestnik.Zeby nie było to się pochwalę .Od 6 miesięcy realizuje terapię u psychiatry i psychologa jednocześnie i szczerze mówiąc bardzo dużo mi to dało.Przede wszystkim wyzbyłem się lęków i jest to zapewne efekt leczenia farmakologicznego .Po drugie nauczyłem się automatycznego przeformułowywania moich negatywnych myśli.Po trzecie umiem już podejmować decyzje(niekoniecznie dobre ,ale jak podejmuje złe to jestem w stanie się do nich zdystansować a nie rozczulać nad sobą przez cały następny rok) .TO są w skrócie przeze mnie opisane pozytywne skutki terapii , jest ich na pewno więcej ,ale nie chce mi się tego wszystkiego dokładnie opisywać.
Co wam mogę szczerze poradzić?
-Przede wszystkim zapisanie się na terapie do psychologa i psychiatry.Bardzo efektywne jest leczenie farmakologiczne(Ja po 2 tygodniach odczułem znaczną poprawę).
-Poza tym musicie angażować się w terapie.Angażować się w życie społeczne oswajać się z nim nawet jak jesteście narażeni na kompromitacje czy zażenowanie.W psychologii obowiązuje zasada ,że im bardziej wchodzisz w relacje międzyludzkie tym bardziej się z nimi oswajasz.
- ważne jest także znalezienie sobie jakiś zajęć, pasji, obowiązków.Ja obecnie studiuje i pracuje dlatego raczej mam mało czasu na pierdoły i głupie myśli co oczywiście nie znaczy ,że nie mam tzw dołów.
- no i przede wszystkim radzę ograniczyć wizyty na tym Forum i skupić się bardziej na życiu rzeczywistym niż wirtualnym.Siedząc tutaj i czytając te posty wpędzacie się jeszcze bardziej w bagno fobii,lepiej ten czas wykorzystać trochę inaczej i spróbować sobie te życie jakoś nakręcić ,ale pierwszym krokiem jaki musicie wykonać to zapisanie się na terapie mówię wam ,że po prostu bez tego nie ma szans.
A tak na marginesie swojej terapii jeszcze nie zakończyłem czuję poprawę i myślę ,że jest dobrze ,przynajmniej na tyle ,że mogę normalnie funkcjonować w społeczeństwie ,ale mimo wszystko trochę do poprawienia jeszcze zostało.Poza tym czytanie tych historii i problemów po dwóch latach od rejestracji staje się dla mnie nudne a i jeszcze jedno mam 21 lat a nie tak jak w nicku.Pozdrawiam i życzę powodzenia.Chcieć to móc
Paluszek
Wiek: 23 Dołączyła: 11 Sie 2007 Posty: 320 Skąd: Warszawa
Wysłany: 13 Luty 2008, 13:59
To, co napisał Pablo_19. jest bardzo rozsądne i warte przemyśleń. Od siebie dodam tylko tyle, że to jaka ma być nasza przyszłość zależy od teraźniejszości. Jeśli dziś ma się negatywne nastawienie do życia, to i przyszłość zapewne będzie wyglądać tak, jak teraz. Naprawdę przeformułowanie swojego sposobu patrzenia na siebie, ludzi i życie z negatywnego na pozytywny, z czasem daje duże efekty. Nie czekajcie z utęsknieniem na wielką romantyczną miłość, bo takie rzeczy dzieją się w filmach, a życie to zupełnie coś innego. Wychodźcie do ludzi tak zwyczajnie, bez żadnych powodów, tak jak napisał Pablo_19., "im bardziej wchodzicie w relacje międzyludzkie, tym bardziej się z nimi oswoicie". Wujek, rozumiem, że masz teraz zły nastrój i pewnie nie przekona Cię to, co napiszę, ale to nie prawda, że w życiu człowiek ma tylko jedną jedyną szansę na miłość. Tych szans może mieć i sto, i tylko od niego zależy czy i jak je wykorzysta. Bo każde spotkanie z drugim człowiekiem ma potencjalną szansę na przerodzenie się w coś głębszego. Niestety etos miłości romantycznej trochę te szanse przekreśla, bo wychodzi się z założenia "wszystko, albo nic" i nie można już cieszyć się tym, co pomiędzy. Tym, co spotyka człowieka zanim się z kimś na dobre zwiąże. Przecież ten czas można wykorzystać pozytywnie (to nie miało zabrzmieć jak frazes i banalne pocieszenie, ja wierzę w to, co napisałam).
_________________ Nekrofilu nie dręcz trupka, bo go rozbolała dupka!
Ehhh a kto nie wpada w smutek jeżeli zda sobie sprawę że jego życie uczuciowe to czarna dziura?
WUJEK- ty chociaż przeżyłeś swoją pierwszą miłość... wiesz co to znaczy mieć kogoś obok siebie, mieć na wyciągnięcie ręki... większość osób z tego forum nigdy nie zaznała tego na pewno wspaniałego uczucia - bliskości....
Teraz jest ci źle. ale masz pasje, niektórzy nawet tego nie mają...
Emptiness, dokładnie, można mieć znajomych, ale co to nam pomoże tak na prawdę? Oni maja swoje życie, swoje problemy i szczęśliwe chwile... nie możemy przeciez wymagać od innych żeby usiedli z nami i płakali nad naszym pustym życiem.. w którym brak tego najważniejszego...
Pareto, ja jestem jeszcze młodsza a już wiem, że nie moge oczekiwać na jakiś cud... powiedzmy sobie wprost, skończę jako stara panna która będzie pracować w święta bo przecież nie będe mieć rodziny, będę mieć 10 kotów które dadzą mi chodź namiastkę tego jedynego... ehhh
Dołujące, ale może jeżeli juz teraz zdam sobie sprawę z wielu rzeczy to może nie bedzie tak boleć w przyszłości...
Czas leci, za rok będzie tak samo, za 5, 10, 20 lat.... ??
Moge karmić się złudzeniami, tylko boję sie że za parę lat przekonam sie że wcale się nie najadłam a głód moze okazać się tak przerażająco straszny... a ja się go boję...
_________________ Moje życiowe plany?
Kochać i być kochanym.
K. Nowak
Ostatnio zmieniony przez asura 13 Luty 2008, 22:28, w całości zmieniany 1 raz
WUJEK
Wiek: 22 Dołączył: 17 Sty 2008 Posty: 22 Skąd: koło Łodzi
Wysłany: 13 Luty 2008, 17:07
Tylko na przykład taki moj brat starszy ode mnie o 12 lat miał chyba 5 dziewczyn albo i wiecej, w tym 3 dlugoletnie zwiazki a z 4 sie ożenil..poznal ja w wieku 31 lat..nie wiem od czego to zależy .....
_________________ Dlaczego miłość tak bardzo boli, dlaczego przyjazn to tylko krótki czas......
Tak, to również boli, jak widzisz znajomych, którzy zmieniają partnerkę co 4 miesiące z jakichś błahych, glupich powodów lub po prostu gdy się znudzą, a ja przez 6 lat nie byłem w stanie zainteresować sobą nawet jednej, smiech po prostu... a powtórzę że naprawde nie jestem jakos straszliwie skrajnie niesmialy, pasje swoja tez mam (gram na gitarze) po prostu wciaz nie umiem sie albo otworzyc na tyle przed kobietami, albo naprawde jestem zupelnie szary, nijaki? Może chodzi o to że jestem małomówny, nie mam takiej gadki jak niektorzy ludzie, potrafiacy zawojowac serce kobiety w pare dni. AAAAAA, jakie to dobijajace, krzyczec sie chce! :-O Zwlaszcza ze nie jestem typem czlowieka, ktory zakochuje sie co miesiac, w przeciwienstwie do wspomnianych wczesniej ludzi :-/
asura napisał/a:
Teraz jest ci źle. ale masz pasje, niektórzy nawet tego nie mają...
Jesli mowisz o sobie to rada jest prosta: poszukaj jakiejś :) jest naprawde wiele roznych dziedzin w ktore mozna sie zaangazowac i czerpać z tego przyjemność i doswadczenia. W odroznieniu od milosci, pasje mozna znalezc niemal natychmiast i nie bedzie ona stawiala oporu ;-) Jesli nie masz pomyslu to poszukaj for tematycznych o roznych hobby zeby poczytac mniej wiecej z czym sie rozne rzeczy je. Od siebie polecam gre na instrumencie - jestes w idealnym wieku aby zacząć, bo nie masz jeszcze obowiazkow zwiazanych z uczelnia, ktora zajmuje na co dzien troche wiecej czasu niz liceum :-) Tylko ostrzegam, to trudna i wymagajaca poswiecen [zwlaszcza czasu] pasja, ale z drugiej strony daje sporo satysfakcji z kazdym kolejnym pokonanym etapem :-)
Ech, to prawda nieśmiałość to samotność. Ja już mam ten magiczny wiek 30 lat haha (mało jest w tym wieku osób na tym forum) i niestety wiek nic nie zmienia. Owszem byłem zakochany, nawet i na kilku randkach ale nie potrafilem tego jakoś dalej pociągnąć. I znajomości się rozpadały.
A tu jutro Walentynki, znowu patrzeć i słuchać o zakochanych parach to osobie samotnej aż się wyć chce. Można tylko załapać doła. Tak bardzo chciałbym się zmienić , chyba jak każdy tutaj, ale czy nieśmiałość jest do pokonania? zaczynam już wątpić...
_________________ Do I have the strength
To know how I'll go?
Can I find it inside
To deal with what I shouldn't know?
Could I have my wasted days back
Would I use them to get back on track?
Ja zauważyłem, że nadzieja najczęściej się pojawia przy dłuższej przerwie np. od szkoły. Jest nadzieja, bo myślisz sobie: "ok, za tyle i tyle dni wracam do szkoły, więc wtedy się przełamię". Przychodzi czas szkoły i... znowu to samo. Ale cóż, wypada mieć nadzieję, że tym razem będzie inaczej
_________________ Jestem ufcio :]
WWW.UFOINFO.FORA.PL - forum o zjawiskach paranormalnych - zapraszam!
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach