Wysłany: 9 Grudzień 2007, 12:54 Nie lubie rozmawiać z innymi ludźmi!
Witam wszystkich
Napewno nie tylko ja mam taki problem. Chodzi o to,że stresuję mnie rozmowa z innymi, zanim coś powiem to muszę się zastanowić co i jak mam powiedzieć, a często i tak nic mi nie wychodzi, plączę się i wogóle ... Gdy muszę z kims porozmawiać to tak strasznie się męczę. Prawdę mówiąc to najlepiej czuję się w swoim towarzystwie, jestem samotniczką i donatorką. Cęsto jest tak,że poprostu nie chcę mi się z nikim rozmawiać bo mnie to nudzi. Czy ze mną jest coś nie tak? I czy to,że nie wiem o czym mówic świadczy o tym,że jestem głupia?
Witaj
Jest juz podobny temat " ¤ Brak potrzeby komunikowania się z ludźmi? powinnaś tam znaleźć odpowiedź na swoje pytania, ja ze swojej strony powiem ci tylko jedno- nie jesteś głupia i nigdy tak o sobie nie myśl, bo nie sztuką jest ładnie się wysławiać i błyszczeć super ripostą, ale mieć własne zdanie, postępować według niego i żyć ze świadomością że mimo iż mało się wypowiadam, to moje słowa jak już coś postanowię powiedzieć zostaną docenione... Mnie samą męczą często rozmowy i po prostu nie biorę w nich udziału, ale jak już coś powiem to w jednym zdaniu ( przynajmniej się staram, ale tego forum to nie dotyczy ) wyrażam co sadzę na ten temat. nie jest sztuka gadać w kółko o bzdurach, a powiedzieć czasem słowo, zdanie które ludzie docenią
Wiem że to dziwnie brzmi, ja sama sie dopiero tego uczę żeby nie myśleć o sobie jak o jakimś głąbie... może po prostu towarzystwo w jakim się obracasz cię nudzi i nie masz z kim porozmawiać na ciekawe dla ciebie tematy... to może w nich leży problem a nie w Tobie
Wysłany: 9 Grudzień 2007, 14:11 Nie lubię rozmawiać z innymi ludżmi!
Dziękuję za słowa otuchy. Jak każdy, mam teraz gorsze chwile Za dużo rozmyślam i dochodzę do wniosku, że jestem jakąś dziwaczką. Obecnie jestem na stażu i poznałam tam dziewczynę (równiez stażystkę), która jest zupełnym moim przeciwieństwem-rozgadana, śmiała, do każdego zawsze zagada, ma dużo do powoedzenia, wszyscy ja lubia i uśmiechaja się do niej, a ja stoje w jej cieniu. Zreszą jak zawsze, jak taka szara, mała myszka! Ciągle porównuję się do niej i nie raz juz przez to wszystko płakałam wracając do domu. Lubię ją, ale uwazam sie za kogoś gorszego, a poza tym denerwują mnie pewne jej zachowania. Ona bardzo dużo mówi i wiadomo...lubi plotkować. To chyba ja niesamowicie kręci, a mnie doprowadza do szału i niesamowicie meczy. Z tego powodu nie chciałabym byc taka jak ona, ale tez nie chcę być takim "dzikusem"
Ja również mam ten problem, ale powoli sobie z tym radzę. Postaraj się podchodzić na zasadzie: "a dlaczego ma mi nie wyjść rozmowa, przecież on/ona nie gryzie". Mi to pomaga w wielu sytuacjach, choć nie zawsze. To, że jesteś samotniczką, to chodzi Ci o to że wogóle nie przebywasz w gronie znajomych, oczywiście poza szkołą? Również staram się nie myśleć na wyrost. Przese wszystkim nie przejmuj się innymi.
Wiek: 21 Dołączył: 16 Wrz 2007 Posty: 234 Skąd: Warszawa
Wysłany: 9 Grudzień 2007, 20:22
mandarynka napisał/a:
I czy to,że nie wiem o czym mówic świadczy o tym,że jestem głupia?
Miałem podobny dylemat do Twojego, to czy Twój brak zaangażowania w rozmowę wynika brakiem wiedzy, czy głównie/wyłącznie Twoją nieśmiałością można sprawdzić. Po prostu spróbuj napisać, opowiedzieć sobie w cichości ducha, na temat, który był poruszany w trakcie rozmowy, w której brałaś udział, a nie wypowiadałaś się z jakiegoś powodu.
Dodam jeszcze, że masz prawo do nie posiadania wiedzy na tematy, w których Twoi rówieśnicy mają szerokie rozeznanie chociażby z tej przyczyny, że nie utrzymując częstego kontaktu z innymi ludźmi po prostu nie wiesz co ich interesuje i w konsekwencji wasze zainteresowania mogą bardzo się różnić.
_________________
dla "nieśmiałopodobnych" polecam:
książki
"Weronika postanawia umrzeć"
"Na brzegu rzeki Piedry usiadłam i płakałam..."
Wiek: 21 Dołączył: 16 Wrz 2007 Posty: 234 Skąd: Warszawa
Wysłany: 12 Grudzień 2007, 17:13
Hakim napisał/a:
stanleyy1 napisał/a:
Lubić siebie a zakceptowac siebie to niestety tez dwie rozne rzeczy........
Mógłbyś proszę rozwinąć?
Też się nad tym zastanawiałem, tak sobie teraz pomyślałem, że przecież akceptacja siebie nie musi być równoznaczna z polubieniem samego siebie. Może być to jedynie kwestia pogodzenia się ze swoimi wadami, nieprzejmowania się ich istnieniem, co nie jest tożsame z polubieniem ich.
_________________
dla "nieśmiałopodobnych" polecam:
książki
"Weronika postanawia umrzeć"
"Na brzegu rzeki Piedry usiadłam i płakałam..."
Wiek: 21 Dołączyła: 09 Maj 2007 Posty: 461 Skąd: Wrocław
Wysłany: 12 Grudzień 2007, 22:17
a ja lubię rozmawiać z ludżmi tylko oni ze mną chyba nie bardzo...
stanleyy1
Wiek: 22 Dołączył: 03 Gru 2006 Posty: 73 Skąd: far far away
Wysłany: 13 Grudzień 2007, 01:22
Cytat:
Lubić siebie a zakceptowac siebie to niestety tez dwie rozne rzeczy.......
Hakim napisał:
Cytat:
Mógłbyś proszę rozwinąć?
Tak jak w zyciu niektore osoby darzymy sympatią , są naszymi przyjaciółmi i pomimo ze w ich zachowaniu bądź działaniu cos nam przeszkadza i tego nie akceptujemy , staramy sie to u niego zmienic ale kiedy nie idzie odpuszczamy badz dalej staramy sie go uswiadamaic ze źle robi ale pomimo to dalej darzymy ta osobe sympatią bo to bliska nam osoba i dalej ja tak samo lubimy.
Zapyta ktos pewnie co to ma do naszej niesmiałości i pomimo wszystko ma bardzo duzo , wcyhodzac z nieśmiałosci( po to w koncu chyba rejestrujemy sie na tym forum zeby z tym walczyc) zaczynamy powoli siebie lubic- to jest wogole punkt wyjscia zeby stanac do tej walki, bez tego walke mozna od razu oddac walkowerem( biały recznik na ring jak w boksie ) ale musimy jeszcze zakceptowac wszystkie nasze zachowania ,reakcje, działania.
Sorki, widać rozumiem te sprawy na innych zasadach i mam związku z tym inne odczucia. Dla mnie to co mówicie to jakieś niezdrowe paradoksy. Akceptuje się siebie, ale nie lubię. Lubię siebie, ale nie akceptuje.
Taka akceptacja siebie bez polubienia ma swoje określenie: "dać za wygraną". Pogodzić się z przekonaniem że już zawszę będę ten gorszy, nieśmiały, a raczej nie o to chodzi w walce z nieśmiałością.
Rzecz w ogóle w tym, że czasem chyba błędnie oddzielamy lubienie siebie od akceptacji. Proces lubienia jest gęsto powiązany z procesem akceptacji, jest częścią akceptacji.
stanleyy1 napisał/a:
wcyhodzac z nieśmiałosci( po to w koncu chyba rejestrujemy sie na tym forum zeby z tym walczyc) zaczynamy powoli siebie lubic- to jest wogole punkt wyjscia zeby stanac do tej walki
Ja bym powiedział inaczej, w tym stwierdzeniu mamy właśnie do czynienia z początkiem procesu akceptacji
Zdaje się że dokonaliśmy tu chyba podziału akcepcji. Utworzyły się dwa rodzaje akceptacji. Jedna coś daje, pomaga. Druga zaś nas hamuje bo nie robimy niczego innego jak tylko godzimy się z tym jacy jesteśmy.. ale na tym koniec, takie właśnie jak wspomniałem wcześniej "danie za wygraną".
Po za tym jeśli na prawdę uprzeć się przy tej akceptacji ale bez lubienia siebie. To czy na prawdę nie łatwiej i efektywniej było by jednak zaakceptować się z równoczesnym polubieniem siebie?
_________________ Łaska losu na pstrym koniu jeździ, lepiej umrzeć biegnąc niż siedząc.
wcyhodzac z nieśmiałosci( po to w koncu chyba rejestrujemy sie na tym forum zeby z tym walczyc) zaczynamy powoli siebie lubic- to jest wogole punkt wyjscia zeby stanac do tej walki,
też jestem zdania że wyjście z nieśmiałości jest ściśle uzależnione od tego czy lubimy siebie. Jak możemy zaryzykować relację z kimś, starać się o jego sympatię , skoro jesteśmy przekonani że lubienie nas jest niemożliwe.Im szybciej dojdzie do samoakceptacji tym lepiej, nieśmiałość czyni przecież spustoszenie w duszy.Na samym początku nieśmiałość jest najczęściej wynikiem jakiejś traumy ze strony innych, ich złej oceny nas. Często jest tak że póżniej dochodzi do swoistej zapaści osobowości, która nie jest akceptowana przez otoczenie- dochodzi do depresji, porzuceniu zainteresowań, odcięcia się od potrzeby komunikacji z innymi.Kiedy na tym etapie nieśmiały zda sobie sprawę w jakim kierunku rozwinęła się jego osobowość, sam zaczyna nie lubić i nie akceptować siebie. Jak widać lepsze jest budowanie swojej samooceny na bazie swoich spostrzeżeń na swój temat, niż budować ją na podstawie opinii innych ludzi, bo wtedy najczęściej dochodzi do załamań, kryzysów.
Sama jestem na etapie zaakceptowania tego że pewnych rzeczy w sobie już nie zmienię ,ale z drugiej strony mam też świadomość że mam możliwości których nie doceniałam i które powinnam rozwijać. To mi daje impuls do pracy nad sobą, a z drugiej strony pozwala zaakceptować to że istnieje granica tych zmian.
zielony
Wiek: 25 Dołączył: 03 Lut 2006 Posty: 48 Skąd: się tu wziąłem?
Wysłany: 13 Grudzień 2007, 17:31
Mandarynko, na pewno masz zalety, wypisz je sobie na kartce i zrob bilans. Polubienie siebie to bardzo wazna sprawa! Tak jak juz to ktos napisal, ze jak sami siebie nie lubimi, a chcemy zeby nas polubili inni, to zachodzi sprzecznosc. Wiem co czujesz przy tej kolezance, pewnie bardzo sie skupiasz na tym zeby byc taka rozgadana jak ona a im bardziej sie starszasz tym bardziej jestes spieta i sfrustrowana. Wielu niesmialych ma podobnie ale to nie o to chodzi zeby non stop nawijac, jak nie masz potrzeby to po prostu nie muisz mowic i nikt od ciebie tego nie ma prawa wymagac, no chyba ze trafisz na jakiegos kretyna ktoory z tego powodu ci bedzie ublizal. Takich to sie omija albo odpowiednio przygaduje . A przy rozmowie z innymi ludzmi masz pustke w glowie czy po prostu sie wstydzisz odezwac?
Inni mnie mają bezwartosciowego bo z nikim nie gadam tylko czasem cos tam sie odezwe i raczej nikomu sie nie chce ze mną gadac. Ja sobie o nich za to myśle ze są tacy puści co widać po ich patrzeniu na świat. Mi nie zależy by kumplować sie z kimś co mnie nie akceptuje. Wkurza mnie jedynie takie patrzenie na mnie z góry, co oni o mnie mogą wiedziec skoro jestem zamknięty w sobie, np oceniac czy jestem mądry czy głupi (juz nie raz slyszałem przykre rzeczy). Z tego co widze to oni są głupi, bezmyślnie często coś robią, nie przemyślą, brak im wyobraźni i rozsądku.
Z klasy ktos cos np powie "no idz po ten klucz do sali!!", ja wtedy mówie "spier...laj"- tak sie wyrazam bo widze ich ironie, a inny do niego "przeciez wiesz jaką on ma szybkosc reakcji"- jesli chodzi o to to mam wiekszą niz nie jeden z nich bo moje napięcie nerwowe sprawia ze jestem caly czas czujny tylko że inni myślą że jak nie pajacuje jak oni to jestem przymuł taki.
Mam wrażenie jakby patrzyli na mnie jak na bezmózgowca, a przecież sami go nie mają chyba. Siedze sobie na ławce i rozmyślam to przychodzi jakiś debil z klasy i "buuuuuuu, obudź sie", macha ręką i "ile widzisz palców", ja go zaczynam wyzywać, a on "tylko mnie nie pobij", to podchodze i go łapie to on odrazu -"patrzcie, ożył!", i idzie sobie jakby sie bał... Ja sam sie cały zaczynam trząść w takich sytuacjach (nie przez to ze sie boje tylko ze cala uwaga tych co sa w poblizu na mnie skupiona- objawy fobii).
--edit--
poprawiłem 8) :lol: :wink:
Ostatnio zmieniony przez Redex 21 Kwiecień 2008, 03:10, w całości zmieniany 3 razy
oczekiwania - pomyśl może masz jakies oczekiwania co - do rozmowy - i chcesz by wygladała tak i tak... a rzeczywistosc tego Twojego schematu nie zna i realizuje swój... rozmówca też nie zna Twojej wizji... realizuje swoja...
co moge napisać - musisz powiedzieć sobie, że rozmowa to tylko szczegół kontaktów miedzyludzkich, tak jak spojrzenia, gestykulacja itp...
hmmm rozmówców może masz nieodpowiednich... ? ablo po prostu masz tak jak Ja zbyt wielkie wymagnia co do siebie i przerzucasz to na rozmowę jako samą w sobie... wiecej akceptacji samej siebie i iinnych ludzi a powinno sie polepszyć...
aha no i jeszcze kultura jest potrzebna i pomyślunek chwilka namsysłu kwestia... niezlaeżnie od formy i przekaz się liczy
trzymam kciuki za wiecej odwagi!
[ Dodano: 21 Kwiecień 2008, 08:01 ]
hmmm - wygarnij im po koleji kazdemu z osobna co o nich myslisz - i powiedz jak to odbierasz - tylko z qulturą hihi
jeśli sie nie zmienią - to nie miej do nich a tym bardziej do siebie w tej sytuacji żaly... ot jesli nie zmienią zachowaniea to znaczy że naprawdę sa imbecylami... - a to wtedy oni maja wiekszy problem...
Mnie też stresuje a raczej nie mam o czym, bo rozmawiać to myślę że umie i z chęcią bym rozmawiał wiec na ogól rozmawiam tylko z dłuższymi znajomymi.... Czego to może być wina ? Bardzo mała kreatywność? Bo tak mi się wydaje
Myślę że w sumie to zdecydowanie lubię rozmawiać z ludźmi, niestety ciągle mam odczucie że większość z nich nie lubi rozmawiać ze mną Przeważnie wymiana zdań kończy się maksymalnie po paru minutach; tylko od czasu do czasu zdarza mi się gadać z kimś dłużej. Sądzę jednak iż większość z nas, nawet jeśli odczuwa niechęć do rozmowy, to wynika ona raczej z naszego zniechęcenia i niskiej samooceny, niż z takiego po prostu nie lubienia rozmów.
No nie wiem zresztą, ja przynajmniej staram się zawsze pogadać z kimś, jeśli tylko jest okazja, nawet o byle czym. To mimo wszystko może być pomocne...
Wiek: 20 Dołączył: 17 Sty 2008 Posty: 566 Skąd: Warszawa
Wysłany: 3 Czerwiec 2008, 22:13
Niska samoocena jest głównym problemem ale ona też z czegoś wynika. Błędne przekonania nabyte w przeszłości. Jesteśmy do niczego, nikt nas nie lubi, myślą o nas źle i nie chcą z nami gadać. Gdzieś się tego musieliśmy nauczyć.
_________________ "Co mnie nie zabije to mnie wzmocni"... lub pozostawi trwałe uszkodzenie psychiczne lub fizyczne dzięki ,któremu dalsze życie będzie tylko udręką.
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach